Archiwum Polityki

Rokowania dla raka

Umiemy leczyć coraz więcej przypadków raka. Ale im więcej wiemy, tym wyraźniej widać, czego jeszcze musimy się dowiedzieć. Mówiono o tym podczas tegorocznego światowego kongresu onkologów w Chicago.

Łatwo wybrzydzać, że są zbyt toksyczne, skomplikowane w dawkowaniu, drogie i w dodatku nie tak skuteczne, by chorobę przepędzić na zawsze. A jednak trudno sobie wyobrazić, abyśmy bez leków mogli odnosić w walce z rakiem sukcesy, jakich dziś jesteśmy świadkami. Dla niektórych może to zabrzmieć jak niepoprawny triumfalizm. Jeśli kilka razy w miesiącu nadchodzi informacja o nowym przypadku raka – w pracy koleżanka zachorowała na nowotwór piersi, sąsiad ma wznowę w jelicie grubym, u męża przyjaciółki rozpoznano raka prostaty, a od dziecka słyszysz, że jego kolega z klasy ma białaczkę – trudno zachować optymizm. Jakie świętować zwycięstwo, skoro choroba zbiera żniwo nawet wśród ludzi w sile wieku, którzy nigdy nie palili papierosów i czuli się całkiem zdrowo? O jakich sukcesach pisać, jeśli po pięciu czy nawet dziesięciu latach od wykrycia nowotworu, gdy wydawało się, że jest już zaleczony, nagle wybucha ponownie i batalię o życie trzeba zaczynać od nowa? Wiara w postęp medycyny słabnie.

Dlatego dopiero na największym światowym kongresie onkologicznym można usłyszeć o beneficjentach, którymi chwalą się lekarze na swoich sesjach naukowych. W USA żyje dziś 11 mln ludzi, którzy przebyli nowotwór (w Polsce armia wyleczonych przekroczyła już pół miliona osób). To niemal czterokrotnie więcej niż 37 lat temu, gdy prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon podpisał w imieniu Ameryki National Cancer Act – dokument uznawany w świecie za początek walki z rakiem, dzięki któremu zaangażowano kolosalne fundusze w badania naukowe. Miały wyjaśnić zagadkę powstawania nowotworów i pomóc w odkryciu nowych metod leczenia. Jakie są tego efekty?

Dr Patricia A. Ganz rozpoczynała w 1973 r. swoją lekarską karierę w Los Angeles, obecnie kieruje Jonsson Comprehensive Cancer Center w University of California.

Polityka 25.2008 (2659) z dnia 21.06.2008; Nauka; s. 86
Reklama