Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Piotrowski show

Skandalem nazwano telewizyjny wywiad z Grzegorzem Piotrowskim, byłym kapitanem SB, zabójcą księdza Jerzego Popiełuszki. Kierownictwo i dziennikarze łódzkiego ośrodka TVP zostali zwolnieni z pracy. Rozgorzała dyskusja, co i jak powinny pokazywać publiczne media. Równie ważne wydaje się pytanie, jaką grę prowadzi dziś Piotrowski i czy świadectwo zabójcy może zaważyć na procesie beatyfikacyjnym księdza Jerzego.

Duszpasterz środowiska warszawskich hutników – którego działalność, poglądy, a zwłaszcza organizowane w stanie wojennym Msze za Ojczyznę były solą w oku peerelowskich władz – został uprowadzony i zamordowany 19 października 1984 r. przez trzech oficerów SB. W tzw. procesie toruńskim 7 lutego 1985 r. skazano: Grzegorza Piotrowskiego na 25 lat więzienia, Leszka Pękalę – 15, Waldemara Chmielewskiego –14, a także ich przełożonego, Adama Pietruszkę – 25. Dzięki m.in. przepisom amnestyjnym wszyscy, poza Piotrowskim, opuścili już dawno zakłady karne.

W procesie, który bezspornie udowodnił premedytację, bestialstwo i kluczową rolę Piotrowskiego w popełnieniu zbrodni, oskarżony prezentował siebie jako oddanego służbie oficera, którego celem i powołaniem była walka z Kościołem i opozycją. Po wyroku – zdawało się – przeszedł metamorfozę. Ze spotkań w więziennej celi (na co Kościół wydał oficjalną zgodę) z Tadeuszem Fredro-Bonieckim powstały publikacje, których już same tytuły wiele mówiły o rozmówcy: „Zwycięstwo księdza Jerzego”, „Wychodzenie z piekła”. Piotrowski wysyłał przepraszające listy do rodziców zamordowanego i do hierarchów Kościoła. Złożył kwiaty na grobie ofiary. Stwarzał wrażenie pokutnika, który odkrył dla siebie nowy, duchowy świat wartości. Gdy uzyskał prawo do warunkowego przedterminowego zwolnienia, zaczął się o nie ubiegać.

Wnioski te regularnie odrzucał sąd penitencjarny uzasadniając decyzje koniecznością dalszej resocjalizacji skazanego. Tymczasem ten był pełen skruchy, pracował, wracał jak należy z przepustek. Spędził poza społeczeństwem ponad 15 lat, a odsiedzieć ma jeszcze ponad rok, gdyż ostateczny termin zakończenia kary przypada na sierpień 2001 r. W pewnym momencie sprawa przedterminowego zwolnienia zaczęła przypominać mecz, któremu kibicowały media.

Polityka 13.2000 (2238) z dnia 25.03.2000; Wydarzenia; s. 17
Reklama