George W. Bush, republikanin i zapewne przyszły prezydent, zapytany, jaki myśliciel polityczny wywarł na niego największy wpływ, odpowiedział po chwili namysłu – Jezus Chrystus. Europejczykowi taka odpowiedź wydać się może w najlepszym razie nie na miejscu, a w najgorszym – cynicznym schlebianiem konserwatywnym fundamentalistom chrześcijańskim. Jednak w Ameryce komentatorzy uznali, że gubernator Teksasu tak zapewne uważa i po prostu powiedział to, co myśli.
Tak czy owak wypowiedź George’a Busha jest symptomatyczna dla polityki amerykańskiej, gdzie religia ciągle jeszcze odgrywa wielką rolę. Od początku dziejów tego kraju religia i polityka są ze sobą ściśle splecione. Trzeba pamiętać, że wprawdzie pierwsi osadnicy angielscy przybywali do Ameryki uciekając przed prześladowaniem i nietolerancją (purytanie do Massachusetts, a katolicy do mojego rodzinnego Marylandu), ale bynajmniej nie mieli przed oczami wizji wolnego, wielowyznaniowego, tolerancyjnego kraju.
Polityka
13.2000
(2238) z dnia 25.03.2000;
Świat;
s. 44