Archiwum Polityki

Ćwiczenia z fizyki

Od siedmiu lat oddech Grzegorza Łojewskiego jest wymuszany silnikiem od wycieraczki samochodowej. Wynalazek ojca, inżyniera, który uparł się zmierzyć z fizyką życia i umierania.

Urządzenie, które przechytrza śmierć Grzegorza Łojewskiego, posapuje odgłosem silnika od wycieraczki. Gdy napędzana silnikiem rama opuszcza się, wymusza na żebrach wydech. Rama wraca do góry – wdech. 18 haustów tlenu na minutę. Jakby jechać w podróż w smugach deszczu. Nocą Grzegorz leży pod ramą jak pod prasą, ale to żadne cierpienie w porównaniu z faktem, że żyje. Gdy silnik nagle milknie, Jan Łojewski, przyzwyczajony do dźwięku wycieraczki, otwiera oczy. Ma niewiele czasu na usunięcie awarii. Bez silnika syn pożyłby góra 10 minut. Klatka piersiowa wyprostowałaby się, zassała powietrze. Koniec.

Przedostatnie przy dystrofii mięśniowej typu Duchenne’a psują się mięśnie oddechowe. Więc z medycznego punktu widzenia przy takiej pojemności płuc Grzegorz żyje za długo o jakieś 13 lat. Ponoć jako jedyny na świecie.

Jest. Silnik załapał. Sapanie. Wdech, wydech.

Gdy w 2001 r. syn Jana zaczął umierać naprawdę, on, inżynier elektronik, poszedł na złomowisko w Wołominie, kupił za 10 zł kilka zużytych silników, potem przestroił przerywacz, który nadaje wycieraczkom rytm, żeby pracował z częstotliwością oddechu, czyli nie za szybko, żeby nie udusił.

3 maja 2008 r. syn pana Jana zaczął 33 rok życia. Oprócz mówienia, patrzenia, słuchania oraz myślenia, rusza palcem wskazującym prawej ręki i zwiedza z tatą świat wokół Wołomina.

Fizyka umierania

Rano Jan Łojewski naciska żebra syna, żeby – odłączony od silnika – przeżył czas toalety. Potem sadza syna na wózku z drugim silnikiem od wycieraczki. Z dwóch boków wkłada deski aż pod pachy, żeby syn nie bujał się na boki – patent ojca. Z przodu zapina pasek, żeby nie wypadł przed siebie – patent ojca. Pod ręce kładzie pulpit ze sklejki, żeby ręce gdzieś leżały.

Polityka 21.2008 (2655) z dnia 24.05.2008; Kraj; s. 29
Reklama