Na zapowiadanym jako przełomowy mityngu opozycji w ostatnią sobotę maja stawiło się w Belgradzie kilkanaście tysięcy osób; o wiele za mało, żeby nastąpił przełom. Przed ratuszem, gdzie codziennie odczytywane są wiadomości należącej do opozycji telewizji Studio B – spacyfikowanej niedawno przez policję – przychodzi kilkadziesiąt osób, w większości przypadkowych. – Arsenał już się wyczerpał i czas zmienić taktykę – mówią krytycy. – Za dużo liderów, każdy z nich za długo przewodzi i każdemu można wiele zarzucić.
W przeddzień majowego mityngu opozycjoniści przez sześć godzin spierali się, w jakiej kolejności będą przemawiać do zgromadzonych. – Nasza cierpliwość też się zużyła: nie wierzymy ani władzy, ani opozycji – mówią jednym głosem coraz wyraźniej zmęczeni mieszkańcy Belgradu.
Jugosłowiańska alternatywa
Dlatego powstał Otpor: to o nim mówi się tu dziś z nadzieją. Utworzony przez młodych, nawet dzieci: licealistów i studentów. Otpor nie jest partią ani stowarzyszeniem; nazwano go ruchem horyzontalnym, bo rozpełza się i trudno go powstrzymać. Nie chce się instytucjonalizować, nie buduje hierarchii przywódców, nie tworzy autorytarnego modelu właściwego i władzy, i opozycji. Zjawia się, robi prowokację i znika. Na początku porównywano Otpor z polską Pomarańczową Alternatywą, ale dziś widać, że jego zasięg i oddziaływanie jest nieporównanie większe. Do ruchu przystępują wybitni intelektualiści i pisarze, niedawno swój akces zgłosił były prezydent kraju, prawnik Dobricia Czoszić. Otpor organizuje protesty młodzieży i happeningi. Postawił ultimatum starym działaczom: przedstawcie program, bo poślemy was do lamusa.
– Otpor jest reakcją na krach opozycji, jej strategii i taktyki, jej jałową retorykę, luksusowe samochody, fotele, których się dorobili, nowobogactwo – ocenia prof.