Paweł Łoziński (jury ogólnopolskie) pytany, ile zobaczył prawdziwych filmów w tegorocznym konkursie, bez wahania odpowiedział: jeden. Na ten sam film zgodnie wskazali członkowie obu jury: „Benek Blues” ich zdaniem był najlepszą dokumentalną opowieścią Festiwalu 2000.
Nagrodzony film to historia życia znanego fotografika Bena Dobrowolskiego i jego ojca. Obydwaj, z powodu poważnych chorób, od lat leżą we wspólnym pokoju przykuci do łóżek. Z mozołem rozwijająca się opowieść przeradza się w pogodną afirmację trwania bez względu na warunki, w których znaleźli się bohaterowie.
Sceny z pięknymi modelkami, fotografowanymi przez tytułowego bohatera w zagraconym pokoju, są przewrotną ilustracją do słów obłożnie chorego ojca: wszystko przemija jak sen nocy letniej. Bohaterowie poddają się trudnemu przemijaniu bez pretensji do losu. Wspomagają się nawzajem, sens człowieczeństwa odnajdując być może w słowach radiowej homilii: gdyby każdy miał to samo, nikt nikomu nie byłby potrzebny.
Katarzynie Maciejko-Kowalczyk udało się osiągnąć coś, czego nie powtórzył, zdaniem jurorów, żaden z dokumentalistów na festiwalu: zachowała w stosunku do swoich bohaterów pełną szacunku perspektywę (słowa Olgi Tokarczuk), poprzez swój film „daje nadzieję i ukazuje we wzruszający i wrażliwy sposób ludzkie zmagania z cierpieniem i samotnością” (z uzasadnienia werdyktu). Nie czujemy zażenowania z powodu wchodzenia w czyjąś intymność. Nie wiedzie nas tam zwykła ciekawość. Za sprawą kamery uczestniczymy po prostu w ich życiu. I to jest moim zdaniem najsilniejszy argument przemawiający za „Benkiem” i przysłaniający formalne potknięcia.
Filmów o śmierci, starości, cierpieniu było na festiwalu sporo. Tematy, do niedawna uchodzące za tabu, właściwie zdominowały pokazy konkursowe.