Drogi Nikitka,
przeczytałem świetny wywiad z Tobą w tym oto tygodniku (POLITYKA 28). Z pięć razy zakładałem okulary, czytając akapit o mnie. Prawie mi wyszło, że dla Ciebie, mój drogi, w żarcie, w dowcipie, Polska to ja.
Muszę Ci wobec tego coś napisać. Nie w imieniu Polski. To akurat usiłują robić wszyscy nasi, z wyjątkiem dwóch, kandydaci na Prezydenta. W imieniu naszej przyjaźni, w imieniu, wierzę w to, przyjaźni naszych Narodów i w imieniu prawdy. A ona czasami oczywiście bywa subiektywna, lecz istnieje.
Nikita! Kocham Twój film o dorastaniu córki („Anna 6–18”). To piękne. Wzruszałem się. A potem przeraziłem. Jak może dziewczyna dorastając nic nie rozumieć ze strasznej historii swojego kraju? Teraz rozumiem, że nic nie rozumiałeś i Ty. Był mur informacji. Bo tradycja rodzinna. Mnie mój ojciec, mimo okropnej kontroli waszej i naszej policji, czegoś tam o prawdziwej historii nauczył. A w Twoim filmie widzę nic nie wiedzącą o świecie komsomołkę. O demokracji uczył mnie polski Kościół. Przepraszam. Czego uczyła Was prawosławna Cerkiew, której to przypisujesz? Albo była rozstrzelana, albo kolaborowała. A jeśli o tym nie wiesz, to zabierz się za stosowne lektury.
Martwi mnie, Przyjacielu mój, że zamiast robić wielkie filmy – które robisz cały czas – bierzesz się również za to, na czym się nie znasz. Okudżawa by Cię wyśmiał, a Wysocki dałby Ci po głowie gitarą. Dalej, Twój wywiad może źle tłumaczony? Bo mnie się włosy jeżą. Na konkretne pytanie o stalinizm odpowiadasz, że być może ludzie niekoniecznie lubią towarzysza Stalina (tu ironiu ja poniał), ale tęsknią za dobrym carem. To dlaczego kochają mordercę cara?