Rozmowa z Danielem Olbrychskim o zmarnowanej szansie na pojednanie, błędach powtarzanych od pokoleń i władzy, która powinna zostać rozliczona.
Dzieło nieznanego szerzej Renzo Martinellego nie broni się nawet jako widowisko, za dużo w nim bowiem komputerowych efektów, do złudzenia przypominających grafikę słabych gier komputerowych.
Rozmowa z Danielem Olbrychskim o rosyjskiej duszy, nagrodzie im. Stanisławskiego i spotkaniu z prezydentem Putinem
Zamek w Grodźcu otoczyli ochroniarze, bo gwiazdy kultury masowej z Moskwy słyszały, że w Polsce ludność miejscowa ma braterstwo Słowian gdzieś – i bije. Ale na planie „Imperium”, rosyjskiego reality show na szwedzkiej licencji, dochodzi tylko do incydentów przewidzianych w scenariuszu.
Czterej autorzy (Chećko, Pilch, Zanussi, Krzemiński) skomentowali manifestację Olbrychskiego (POLITYKA 49) przeciwko użyciu jego fotosu w mundurze hitlerowskim na wystawie w Zachęcie, jednak nie wszystko zostało powiedziane; mimo więc owego nadmiaru głosów, pozwalam sobie dodać i ja parę słów.
Najście wystawy w warszawskiej Zachęcie przez Daniela Olbrychskiego przesłoniło nawet spór w AWS o Krzaklewskiego i dyskusję o budżecie państwa. Prawnicy, specjaliści wielu dziedzin, z którymi będzie się wiązał ten incydent, już szykują się do rozlicznych procesów. Najważniejsze wykrzyczał jednak do kamery sam Olbrychski, nawiązując do hasła feministek („mój brzuch należy do mnie”). Aktor poszedł wyżej; zażądał ochrony twarzy, która jest jego.
Co się stało w Zachęcie? Nie pierwszej młodości gwiazdor filmowy dostał amoku, ponieważ od kilku miesięcy o nim cicho? Sztandarowa postać polskiego romantyzmu sięgnęła do szabli w obronie narodowego honoru? Artysta wziął udział w chłodno zaplanowanym happeningu sprowokowanym przez twórcę wystawy „Naziści”, dla którego fotosy znanych aktorów w hitlerowskich mundurach to tylko kulisy, sceną jest parkiet galerii, na którym w każdym kraju rozgrywa się inna psychodrama? I jedno, i drugie, i trzecie.
Za patrona skandalistów w świecie sztuki można uznać szewca Herostratesa, który w IV w. p.n.e. spalił świątynię Artemidy w Efezie po to tylko, by osiągnąć nieśmiertelną sławę, jaka w żaden inny sposób nie była dlań dostępna. Ma, czego chciał. Historykom zabroniono wymieniać jego imię, a mimo to wielu ludzi dziś je powtarza.