Życie w biegu
Daniel Olbrychski dla „Polityki”: Nigdy nie czułem, że wolno mi wszystko. I mam: 25 lat ignorowania
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – Był pan Kmicicem, Rafałem Olbromskim, Panem Młodym z „Wesela”, stając się dla Polaków, jak to ładnie ujął Kazimierz Kutz, „kawałkiem flagi narodowej”. A teraz, obchodząc swój jubileusz, zagrał pan chyba po raz pierwszy w swojej karierze Żyda. Nie polskiego, tylko niderlandzkiego.
DANIEL OLBRYCHSKI: – Debiutowałem w roli Żyda parę lat temu w „Niespodziewanym powrocie”, sztuce napisanej przez mieszkającego w Paryżu belgijskiego Żyda Serge’a Kribusa. Po wielkim sukcesie przedstawienia we Francji tekst przywiozła do Polski Magda Łazarkiewicz. Ona marzyła, żeby emerytowanego aktora przygotowującego się do roli króla Leara zagrał Hanuszkiewicz, a ja – skłóconego z nim syna. Niestety Hanuszkiewicz stracił teatr, potem zmarł. W międzyczasie ja dorosłem do roli ojca i po różnych przymiarkach zaproponowałem Tomkowi Karolakowi, żeby mi partnerował. Od czterech lat jeździmy z tym przedstawieniem po całym kraju. Gdziekolwiek gramy, nim się zapali światło, ludzie już stoją i biją brawo. Na premierę przyjechał z Francji autor sztuki. Uznał, że to najlepsza inscenizacja. Widział ich kilkanaście albo kilkadziesiąt, bo „Niespodziewany powrót” jest wystawiany na całym świecie. Wiedząc, że grywałem w teatrze francuskim, mówię biegle po francusku, swoją następną sztukę „Przebłyski”, też dwuosobową, napisał z myślą o mnie. Ale zanim trafi na paryski afisz, umówiliśmy się, że zagram to po polsku z Jadwigą Jankowską-Cieślak.
„Przebłyski” zostały napisane specjalnie dla pana, a przecież nie jest pan Żydem, pańscy bliscy nie zginęli w Auschwitz.
Grałem również Otella, a nie jestem czarnoskóry. To nie ma znaczenia. „Przebłyski” są opowieścią o traumie dojrzałego człowieka, którego cała niemal rodzina została wymordowana.