Jakub Stachowiak: – Jest pan szefem policji zaledwie od początku marca, a już musi się pan tłumaczyć za wpadki swoich poprzedników. Sprawa porwania Krzysztofa Olewnika to kompromitacja policji?
Andrzej Matejuk: – Robimy szczegółową analizę tego śledztwa. Potwierdza się, że w sprawie porwania były błędy i nieprawidłowości. Trzeba jeszcze sprawdzić, czy było to działanie celowe, czy błąd. Za błędy także się odpowiada, nawet popełnione w dobrej wierze. Dziś nie można jednak wykluczyć również celowego działania na szkodę tego śledztwa. Jestem natomiast przekonany, że dla dobra policji wszystkie materiały ze śledztwa należy odtajnić.
Większość policjantów zajmujących się sprawą porwania już nie pracuje. Jeden został nazwany kretem, współpracownikiem przestępców. Mówił to były szef MSWiA Ryszard Kalisz. Z kolei pełnomocnik rodziny chwali tego policjanta i mówi, że był jedynym, który chciał pomóc.
Rzeczywiście, jeden funkcjonariusz został oskarżony, ale w innej sprawie. Wyjaśniamy, czy miał wpływ na przebieg tej sprawy i na utrudnianie pracy grupy. Nie wiemy, czy ta osoba współpracowała ze światem przestępczym. Wiemy natomiast, że została przyłapana na przekazywaniu informacji prywatnemu detektywowi i o to została oskarżona. Ten przykład pokazuje, że wielu policjantów zapomina o tym, iż taka „współpraca”, jaką jest chociażby sprawdzanie w naszych bazach danych informacji o osobach czy samochodach, jest także przestępstwem.
Zabroni pan współpracy z prywatnymi detektywami? Przy porwaniu Olewnika pojawił się detektyw Krzysztof Rutkowski i pojawiają się sygnały, że w sprawie zrobił niewiele.
Współpraca z prywatnymi detektywami w tak poważnych sprawach, niestety, psuje pracę policji. Uważam, że rodzina porwanego zawsze powinna się decydować na zgłoszenie sprawy nam, a detektyw może wykonywać czynności dla nas pomocne.