Kiedy mieszkańcy Bielska-Białej dowiedzieli się, że w ich mieście powstał Bank Słowiańskich Ofiar Wojny, wszystko było jasne – na taki pomysł mógł wpaść tylko Mieczysław Janosz. W czasach PRL Janosz był zamieszany w aferę o kryptonimie „Żelazo” (zdobywanie za granicą pieniędzy dla służb specjalnych). Potem założył Stowarzyszenie Polaków Pokrzywdzonych przez III Rzeszę, następnie stanął na czele Stowarzyszenia Ofiar Wojny i Związku Weteranów Wojny. O SOW i jego prezesie głośno było, gdy ramię w ramię z Kazimierzem Świtoniem i Leszkiem Bublem stawiali krzyże na oświęcimskim żwirowisku. Po tym spektaklu o Janoszu przycichło. Na co dzień zajmował się handlem nieruchomościami, a wiadomo, jaki w tej branży jest zastój. Powołanie słowiańskiego banku jest dobrym pomysłem na kryzys, ponieważ jak w każdym banku chodzi tu o pieniądze. W ulotce kolportowanej przez SOW wszyscy Polacy wezwani zostali do nieodpłatnego nabywania świadectw udziałowych nowego banku. Można je brać także na dobro nienarodzonych dzieci. Każde świadectwo warte jest 74 tys. zł – aby je otrzymać, wystarczy wysłać 100 zł przekazem pocztowym (na pokrycie kosztów wydania świadectwa). Narodowy Bank Polski upiera się, że przedsięwzięcie jest nielegalne, bo do prowadzenia takiej działalności potrzebna jest licencja prezesa NBP. Bielska prokuratura sprawdza, czy doszło do bezprawnego użycia nazwy bank.