Archiwum Polityki

Wojna balonowa

Jeśli Amerykanie machną ręką na ONZ – trudno się będzie dziwić

Amerykanie bardzo liczyli na wrażenie, jakie wywoła przedstawienie Radzie Bezpieczeństwa ONZ dowodów irackiego zagrożenia. Tymczasem, prócz Wielkiej Brytanii, wielkie mocarstwa w ogóle nie podjęły oceny tych dowodów, a dalej podtrzymały swoją politykę: trzeba inspektorom dać więcej czasu, trzeba skłonić Irak do rozbrojenia – i tak dalej. Ta zwłoka irytuje prezydenta Busha, gdyż dopatruje się w niej chowania głowy w piasek przed ewidentnym niebezpieczeństwem. Europejscy przeciwnicy wojny, jeśli chcą odnieść sukces, muszą więc najwyraźniej przedstawić wiarygodny plan rozbrojenia Iraku. Delegaci amerykańscy na 39 Międzynarodową Konferencję na temat bezpieczeństwa (która parę dni temu odbywała się w Monachium) wpadli podobno w furię słysząc o jakimś francusko-niemieckim planie rozbrojenia. Plan ten – według autorów na pewno lepszy niż przygotowywana przez Amerykanów wojna – ma wyposażać inspektorów rozbrojeniowych ONZ w nowe środki działania, na przykład francuskie samoloty Mirage IV do wykonania zdjęć wywiadowczych albo personel, który nadzorowałby w Iraku te miejsca, które już inspektorzy skontrolowali. Plan ów, który oficjalnie nie istnieje, można traktować jako balon próbny: Francja i Niemcy podsuwają Amerykanom sposób „wyjścia z twarzą” z kryzysu. Irak byłby pod zwiększoną kontrolą międzynarodową i może udałoby się go rozbroić bez uciekania się do wojny na wielką skalę. Nie ulega wątpliwości, że francuscy dyplomaci boją się wojny, uważają amerykański optymizm za bezzasadny. Irak jest dużym krajem, ma bitną armię, skoro broni masowego rażenia nie można było dotąd znaleźć mimo inspekcji na miejscu i podpowiedzi wywiadu amerykańskiego, to oznacza, że Irakijczycy mogą ciągle jej użyć przeciw atakującym wojskom. To stwarza ogromne ryzyko eskalacji konfliktu – mówią Francuzi.

Polityka 7.2003 (2388) z dnia 15.02.2003; Komentarze; s. 16
Reklama