To zdjęcie z Canberry, z trasy sztafety z ogniem olimpijskim. Chińscy organizatorzy zmienili taktykę: do akcji wkroczyły setki lokalnych lojalnych Chińczyków, którzy tłumili manifestacje na rzecz Tybetu. Hasło „Wolny Tybet” przetrwało tylko na niebie, wymalowane przez samolot. Podobny układ sił był w japońskim Nagano, skąd już blisko do Chin. To jednak wciąż daleko do końca tej rozgrywki. Co prawda władze chińskie niespodziewanie ogłosiły chęć wznowienia dialogu z dalajlamą, do czego wzywały Waszyngton i Bruksela. Ale już następnego dnia oficjalne media ze wzmożoną siłą zaatakowały „klikę dalajlamy”, oskarżając go o próbę destabilizacji Tybetu. Sinolodzy tłumaczą, że to miejscowa klasyczna taktyka negocjacyjna. Cóż, poznamy ją po owocach.
Polityka
18.2008
(2652) z dnia 03.05.2008;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 10