Archiwum Polityki

Jan Wróbel

Słyszy się, że jest Polska krajem malkontentów i frustratów. Na szczęście niepełna to prawda. Są u nas jeszcze ludzie, których umysłów nie zatruł jad wątpliwości. Nie sposób się radością nie podzielić. Że zaś Jan Wróbel z „Dziennika” wywiadu udzielił elitarnemu miesięcznikowi „Press” (nr 4/08), który nie do wszystkich dociera, postanowiłem jego przesłania spopularyzować, a poetyckim komentarzem opatrzyć i uwydatnić. Niechaj będzie to jakby trójgłos między redaktorem „Press” (Jarosławem Murawskim), poetą i Janem Wróblem (wszystkie cytaty wiernie autentyczne):

Poeta: O większego trudno zucha
\tJak był Stefek Burczymucha...
\tJa nikogo się nie boję!
\tChoćby niedźwiedź... to dostoję!

Wróbel: – Miałem na myśli Piotra Semkę, Cezarego Michalskiego i Jana Wróbla. Czyli trzech z grona wiarusów prawicy, którzy czasem z wiatrem, ale częściej pod wiatr trzymali sztandar Polski narodowej, katolickiej, konserwatywnej.

Redaktor: – Dziennikarstwo się zmieniło.

Wróbel: – Do dziennikarstwa trafia coraz więcej osób o małpiej umiejętności zbierania informacji i pisania tekstów (...). Nie depczą nam po piętach.

Redaktor: – Jak pan się czuł w „Europie”?

Wróbel: – Rzadko kiedy, poza szkołą, miałem takie poczucie, że robię coś dla Polski...

Redaktor: – Skoro robiliście to dla Polski, po coście się tak na każdym kroku chwalili. W tekście celebrującym dwusetny numer „Europy” Renata Kim pisała: „Superintelektualny klub, po którym przechadzają się najwięksi intelektualiści świata”. Nie żenuje to Pana?

Poeta: – U chomika w gospodzie
\tSiedzą muchy przy miodzie.

Wróbel: – Nie, jestem z tego tekstu bardzo zadowolony.

Polityka 18.2008 (2652) z dnia 03.05.2008; Stomma; s. 121
Reklama