Urodzony: 1949 r., Wielka Brytania.
Narodowość: Anglik (z urodzenia), Amerykanin (z wyboru).
Zamieszkały: Washington D.C.
Światopogląd: marksista-trockista-luksemburgista, trochę neokonserwatysta.
Zawód: skandalista.
Starzy przyjaciele dodaliby do kwestionariusza jeszcze jedną rubrykę – zmarły: 11 września 2001 r. – Nigdzie tego nie odnotowano, lecz wśród ofiar zamachu na WTC i Pentagon znalazł się osobnik w średnim wieku, znany publicysta Christopher Hitchens. Ohydna replika, jaka krąży teraz po świecie, to jego sobowtór – tak o Hitchu, jak go nazywają znajomi, mówi eksprzyjaciel i weteran lewicy Tariq Ali.
Hitchens słucha tego z ironicznym uśmiechem. Pociąga spory łyk whisky (jest południe), zapala kolejnego rothmansa. – Tariq, stary przyjaciel, dobry człowiek, marny umysł.
11 września 2001 r. Christopher Hitchens, pupil lewicowych radykałów całego świata, wściekły krytyk amerykańskiego imperializmu i sympatyk palestyńskich bojowników walczących z Izraelem, wykonał woltę życia: poparł ogłoszoną przez prezydenta Busha wojnę z terroryzmem, a półtora roku później nawoływał do inwazji USA na Irak. – Oni [tzn. starzy przyjaciele z lewicy: Tariq Ali, Noam Chomsky, zmarły już Edward Said] nie rozumieją, że wojna z Saddamem i teokratycznymi faszystami to ta sama wojna, którą prowadziliśmy wspólnie przeciwko Pinochetowi, Kissingerowi. Że tu chodzi o tę samą rewolucję demokratyczną, antytotalitarną. Że dżihad to współczesny faszyzm – tłumaczy Hitchens. Mówi, że zagrożenie ze strony islamskich fanatyków odczuwa osobiście – to nie teoretyczne gadanie. Już raz uderzyli na Waszyngton, a tu są żona Carol i córka Antonia. Waszyngton to dom: – Gdy jeżdżę po świecie, drżę o rodzinę.