Archiwum Polityki

Matka Joanna od pisarzy

Charakterystyczną postacią w kraj-obrazie miasta zaraz po wojnie była panienka z chorągiewką, milicjantka kierująca ruchem. Doczekała się nawet piosenki:

Więc ja tylko raz i dwa!
I tak, i tak, i już się zna.
Na lewo ci, na prawo ci,
I raz, i dwa, i już się wi,
I gnaj, i pędź, i śmiało krop!
Uwaga... stop!

Panienka z chorągiewką zawędruje pewnie do gablotki w Muzeum Komunizmu. Doczekała się jednak zmienniczki: też z chorągiewką, ale wrażliwej na podmuchy koniunktury i nie mniej niż jej poprzedniczka zatroskanej o to, by jedni byli po słusznej stronie, inni zaś zobaczyli znak stopu. Taką regulantką, policjantką pamięci stała się Joanna Siedlecka, autorka książki „Kryptonim »Liryka«. Bezpieka wobec literatów”. Specjalność jednoosobowego zakładu ostatniej posługi: pisarze, którzy zamiast swojskiego „Cichego Donu” pisali ciche donosy.

Zastanawiałem się, co skłoniło badaczkę cudzych grzechów do wertowania udostępnianych jej przez życzliwców z IPN zakurzonych papierzysk. Antybrązownictwo? A gdzież dzisiaj ci brązownicy. Ambicja napisania historii literatury demaskującej plugawców i faryzeuszy? To już było w latach pięćdziesiątych, gdy produkcja etykietek ruszyła pełną parą. Gubiłem się w domysłach, na szczęście z pomocą przyszła mi sama autorka, opowiadając w wywiadzie dla „Dziennika”: „Wbrew pozorom SB bywała dyskretna, pisała np., że zwerbowała kogoś na podstawie materiałów kompromitujących, ale nic więcej, żadnych szczegółów czy opisów. Przyznam, że byłam tym nawet lekko rozczarowana. Zabierając się np. do lektury teczek Dygata, miałam nadzieję, że wreszcie coś sobie poczytam, bo barwne małżeństwo Dygatów, które dało sobie seksualną wolność, było dla SB obiektem wdzięcznym.

Polityka 2.2009 (2687) z dnia 10.01.2009; Groński; s. 90
Reklama