Archiwum Polityki

Testament Ordynata

Ten felieton spóźniony jest o ponad siedemnaście lat. W 1991 r. Robert Jarocki sprezentował rodzinie Stommów egzemplarz swojej książki „Ostatni Ordynat – z Janem Zamoyskim spotkania i rozmowy”. W dedykacji zostałem nawet bardzo sympatycznie uwzględniony. Niestety, rzecz wpadła mi w ręce dopiero przy porządkowaniu księgozbioru po zmarłych rodzicach. Teraz mój głos może być już tylko serdeczną prośbą o wznowienie. Taką też jest, bo rzeczywiście przeczytać i posmakować warto. Nie chodzi przy tym tylko o burzliwy wiek życia arystokracji polskiej, której akurat specjalnie nie cenię.

Jakież jednak wspaniałe anegdoty! Opowiada Jan Zamoyski: „Gdy po śmierci mego dziadka, Tomasza, mój ojciec, mający wówczas siedemnaście lat, otrzymał opiekuna w osobie Konstantego Zamoyskiego z Kozłówki i gdy ten zamieszkał w Klemensowie, stwierdził, że w tym »przybytku ordynatów« brakuje podobizn kilku przodków. Zamówił więc niezłego malarza ze Lwowa, wybrał jednego z przystojniejszych fornali z folwarku Michałów i kazał namalować pięć postaci Zamoyskich z różnych epok. Ten sam biedny model był namalowany na jednym obrazie jako blondyn z profilu, na innym jako brunet en face itp. Każdy oglądający mógł z łatwością stwierdzić, że jest to ta sama osoba w różnych pozach i strojach. Mój ojciec bardzo tych portretów nie lubił, ale ponieważ były to wielkie malowidła, trudne do ruszenia, wisiały więc na klatce schodowej”. To dopiero prolog. Bo oto 1.09.1939 wybucha wojna. Jan Zamoyski wyrusza na front niemiecki. Walczy od Szydłowca po Iłżę. Nie wie nawet, że 18.09 wkracza do Klemensowa Armia Czerwona. Rozpoczyna się rabunek. Wierny kamerdyner Józef Bryła orientuje się szybko, że grabiący nie mają pojęcia o sztuce.

Polityka 2.2009 (2687) z dnia 10.01.2009; Stomma; s. 91
Reklama