Archiwum Polityki

Uwolniona o porwanym

28 października minęły cztery lata od porwania w Bagdadzie Polki Teresy Borcz. Uwolniona po blisko miesiącu przyjechała do Polski i wciąż czeka na moment, kiedy będzie mogła wrócić do domu, do Iraku. O tym, co przeżyła, napisze książkę.

Polityka: – Myśli pani o tym, co dzieje się z Piotrem S., porwanym ponad miesiąc temu w Pakistanie?

Teresa Borcz:

– Nie mogę spać, bardzo się o niego boję. Ja byłam w lepszej sytuacji, bo przez 27 lat mieszkałam w Iraku, znam arabski, Koran, ich zwyczaje. Nawiązałam z nimi kontakt.

Co panią najbardziej niepokoi w jego sytuacji?

Milczenie porywaczy. Wiem, że oni sami się boją, że zostaną zlokalizowani. Mimo wielkiego strachu porwany nie może histeryzować, bo to ich wyprowadza z równowagi. Widziałam, jak rozhisteryzowaną Angielkę wywieźli i zabili. Bardzo się denerwowałam, gdy politycy na okrągło wypowiadali się w mediach na temat porwania pana Piotra. Porywacze to oglądają i to może ich wyprowadzić z równowagi. Dzwoniłam do Geofizyki Kraków, by zażądali od polityków zaprzestania wygłaszania komentarzy. Często nie wiedzą, co mówią. Jak na przykład, że na filmie, który przesłali porywacze, pan Piotr jest tak samo ubrany jak oni i to znak, że go dobrze traktują. A tak naprawdę, to ubrali go tak, by się nie wyróżniał, gdy go przewożą do innej kryjówki.

Teraz porywacze też zamilkli, co to może oznaczać?

To może oznaczać, że są zniecierpliwieni. Mam jednak nadzieję, że jest jakiś postęp w negocjacjach, że zostaną spełnione żądania porywaczy. Musimy się przygotować na to, że takich porwań będzie więcej, bo wielu Polaków jeździ do Iraku czy Afganistanu do pracy, a jesteśmy tam postrzegani jako wrogowie.

Polityka 45.2008 (2679) z dnia 08.11.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama