Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Listkiewiczu, wróć!

W zamierzchłych latach PRL byłem kiedyś mimowolnym świadkiem burzliwej wymiany zdań między kolegą z klasy, złapanym za przejazd tramwajem na gapę, a jego, reprezentującym niezłomną moralność, życiodawcą. – Wstyd mi za ciebie – oświadczył gromkim głosem protoplasta. – Twój ojciec nigdy nie popełnił najmniejszej nieuczciwości. Mało syna nie uderzył. Myślałem, że na tym się skończy. Kolega uważany był bowiem w szkole za potulnego ciapciaka. Ale nagle coś się w nim przełamało, buchnęło... Zebrał się w sobie i odpyskował: – Taki jesteś wspaniały tato? Ale to tylko dlatego, że mama daje sprzedawczyni w Delikatesach niemieckie rajstopy w zamian za odłożoną dla ciebie szyneczkę. Myślisz, że dentystka przyjmowałaby cię tak punktualnie, gdyby mama nie pamiętała o datach jej urodzin i imienin? A hydraulik, który wymienił nam zlew na nowy, nie taki jak nasz stary rzęch, który zainstaluje komu innemu. To też się, według ciebie, odbyło bez mamy? Tata kolegi w pierwszej chwili oniemiał. Nie krzyknął nawet, a tylko wycedził: – Na takim poziomie nie będziemy dyskutować...

Ale ja właśnie chciałbym podyskutować na tym poziomie. Im więcej pieniędzy, tym większa pokusa. Można więc przypuszczać, że i większe przekręty. Tak widzi świat przeciętny obywatel. Że zaś sam ma przeważnie jakieś grzeszki na sumieniu, więc do samousprawiedliwienia szuka przekrętowicza większego, przekrętowicza niesłychanego. Antychrysta! Nie jest w tej tęsknocie odosobniony. Pomogą mu i media, i stugębna plotka, i będące zawsze na podorędziu tłumy nieudaczników.

Od roku przynajmniej mamy takiego urzędowego jelenia. Jest nim PZPN ogólnie rzecz biorąc, a Michał Listkiewicz w szczególe.

Polityka 45.2008 (2679) z dnia 08.11.2008; Stomma; s. 115
Reklama