Archiwum Polityki

Od czerwieni do fioletu

W Rwandzie nie ma już Hutu ani Tutsi. Za używanie tych określeń, czyli głoszenie ideologii podziałów, można trafić do więzienia, podobnie jak za krytykę partii rządzącej – Rwandyjskiego Frontu ­Patriotycznego (RPF).
Polityka

Z białego, supernowoczesnego budynku Ośrodka Pamięci o Ludobójstwie roztacza się widok na stolicę kraju Kigali: rdzawe wzgórza, zakurzona zieleń, centrum ze szklanymi wieżowcami i dzielnice małych schludnych domków. Budowa obiektu, mieszczącego między innymi muzeum, archiwa i groby 250 tys. ofiar ludobójstwa z 1994 r., pochłonęła 2 mln dol. W środku automatyczny przewodnik informuje zwiedzających, że „ci, którzy mówią o wiekach konfliktu między Tutsi a Hutu, są w błędzie”. Wymowa wystawy jest jasna – przed przyjazdem Belgów wszyscy Rwandyjczycy mieszkali obok siebie w pokoju i dopiero kolonialne „dziel i rządź” zapoczątkowało proces, który po wielu latach doprowadził do masowych mordów.

Niektórzy koloniści z Europy rzeczywiście mieli obsesję na punkcie etnicznego podziału tego wschodnioafrykańskiego państwa. Przeprowadzono nawet naukową kampanię mierzenia rwandyjskich nosów, która wykazała, że przeciętny nos Tutsi jest o 2,5 mm dłuższy i prawie 5 mm węższy niż nos Hutu. Wysocy i szczupli Tutsi traktowani byli przez Belgów jako rasa panów, niektórzy utrzymywali wręcz, że są to przybysze z kosmosu albo z zatopionej Atlantydy. Większość przychylna była jednak poglądowi podróżnika Johna Speke, który uznał Tutsi za lud biblijny, wywodzący się w prostej linii od Noego. W 1932 r. każdego, kto posiadał więcej niż 10 krów, koloniści zaliczyli do Tutsi (14 proc.), a tych, co mieli ich mniej, do Hutu (85 proc.). Pozostałe 1 proc. stanowiła mniejszość pigmejska Twa. „Od tego momentu rwandyjska jedność zaczęła się rozmywać” – głosi napis w Ośrodku Pamięci.

Wizja narodu, który przez wieki współżył w zgodzie, pasuje wprawdzie do promowanej przez obecny rząd rwandyjskości, ale nie przystaje za bardzo do wersji historii przyjętej na Zachodzie.

Polityka 40.2008 (2674) z dnia 04.10.2008; Świat; s. 90
Reklama