Dyskrecja to coś, co zdecydowanie odróżnia amerykańskiego negocjatora tarczy antyrakietowej od jego polskiego kolegi. Podczas gdy Witold Waszczykowski samowolnie ogłosił w lipcu koniec negocjacji, a po odsunięciu od rokowań poszedł ze szczegółami do mediów, amerykański negocjator John Rood wyglądał na zakłopotanego nawet podczas oficjalnego parafowania umowy w MSZ. Urodzony w Phoenix 40-letni dyplomata jest członkiem młodej ekipy specjalistów od bezpieczeństwa narodowego, którą dziennik „Washington Post” ochrzcił dwa lata temu „pokoleniem Ulicy Sezamkowej” – w odróżnieniu od ich poprzedników, którzy zjedli zęby na zimnej wojnie. Karierę rządową rozpoczął krótko po pierwszym zwycięstwie wyborczym George’a Busha, mając za sobą kilka lat pracy jako analityk systemów rakietowych w CIA.
Gdy USA oskarżały Saddama Husajna o posiadanie broni masowego rażenia, Rood był dyrektorem ds. walki z jej rozprzestrzenianiem w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i przygotowywał wystąpienie USA z traktatu ABM, co było pierwszym krokiem do rozbudowy tarczy. W 2005 r. został doradcą prezydenta ds. zwalczania zagrożeń atomowych, a od lipca ubiegłego roku jest podsekretarzem stanu ds. kontroli zbrojeń i bezpieczeństwa międzynarodowego. Poza negocjacjami w sprawie tarczy odpowiada także za sprawy rozbrojenia i kontrolę rozprzestrzeniania broni masowego rażenia.