Za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, zbuntowała się ongiś prowincja pewnego niepodległego państwa, żądając niepodległości, a w rzeczywistości przyłączenia na przyszłość do innego, ościennego państwa, z którym łączyła ją w 85 proc. wspólnota etniczna. Niepodległe państwo, w skład którego wchodziła rzeczona prowincja, postanowiło bronić swojej integralności ogniem i mieczem. Może by i dopięło swego, jednakże znaczna część tak zwanej wspólnoty międzynarodowej uznała prawo rebeliantów do secesji i ustanowione przez nich niebywałe państwo, o tyle dziwaczne, że nie mające żadnych perspektyw samodzielnej egzystencji, zawieszone więc na zagranicznym garnuszku, a dorabiające handlem narkotykami i żywym towarem.