Archiwum Polityki

Dobra wojna?

Premier Donald Tusk wraz z ministrem obrony Bogdanem Klichem odwiedził polskich żołnierzy w Afganistanie. Wizyta nastąpiła bezzwłocznie po tym, jak trzech polskich żołnierzy zabiła eksplozja miny. Politycy dodawali ducha naszym oddziałom: ta wojna ma sens, zapewniał premier. Niemal to samo miał do powiedzenia żołnierzom francuskim prezydent Nicholas Sarkozy. Dwa dni przed Polakami zginęło w jednym starciu z talibami aż dziesięciu Francuzów. Zbliżający się do końca rok będzie prawdopodobnie rekordowy pod względem strat ISAF, międzynarodowych sił stabilizacyjnych w Afganistanie wspierających rządy demokratycznie wybranego prezydenta Hamida Karzaja. W 2007 r. zginęło 222 żołnierzy ISAF, w bieżącym pod koniec sierpnia liczba wynosi prawie 190. Od 2001 r., kiedy uderzenie amerykańskie wymiotło z kraju reżim talibów udzielający schronienia Osamie ibn Ladenowi i jego bojowcom, śmierć w tej misji poniosło już prawie 900 żołnierzy, w tym ponad 500 Amerykanów i 8 Polaków.

Wojna w Afganistanie przedstawiana jest w mediach zachodnich jako moralnie i politycznie słuszna, inaczej niż „zła” wojna w Iraku. Ale o ile sytuacja w Iraku pod względem militarnym się stabilizuje, o tyle w Afganistanie ulega pogorszeniu. Specjaliści uważają, że niezbędne będzie zwiększenie sił międzynarodowych, jeśli w wojnie z talibami ma nastąpić przełom. I że samo wojsko nie wystarczy do wygrania tej wojny. W końcu Sowieci wspierający prokomunistyczny reżim w Kabulu mieli w Afganistanie grubo ponad 100 tys. żołnierzy. Czyżby historia się powtarzała?

Polityka 35.2008 (2669) z dnia 30.08.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama