Koreanka Kim Soo-im, pierwsza ofiara zimnej wojny, stracona 28 czerwca 1950 r., w lokalnej legendzie nazywana była tutejszą Matą Hari. Absolwentka Ehwa, prestiżowego uniwersytetu dla dziewcząt, osoba nowoczesna i wyzwolona, obracająca się w kręgach bohemy, ze względu na świetną znajomość angielskiego we wrześniu 1945 r., po wkroczeniu Amerykanów, została asystentką płk. Johna Bairda, szefa policji wojskowej. Wkrótce zawiązali ściślejszy związek i urodził im się syn. W 1949 r. Kim Soo-im została zatrzymana pod najcięższym zarzutem: miała przekazać swemu koreańskiemu kochankowi uzyskany od Bairda plan wycofania Amerykanów. Kiedy agencja Associated Press dotarła do odtajnionych właśnie dokumentów, okazało się, że piękna Koreanka padła ofiarą polowania na czarownice. Płk Baird nie dysponował wówczas informacjami dotyczącymi odwrotu amerykańskich wojsk, a koreański kochanek, jak to wiemy dzisiaj, pracował dla CIA, a nie dla komunistów. Późno, bo późno, ale taki obrót sprawy najbardziej satysfakcjonuje Kim Wonila, profesora na uniwersytecie kalifornijskim w La Sierra, syna koreańskiej Mati Hari i jej amerykańskiego zwierzchnika.