Archiwum Polityki

Odbudować piramidę

Okazuje się, że wciąż, nawet w warunkach spokojnej, cywilizowanej demokracji, można nagle stracić niemal wszystko. A zawsze najszybciej słabnącą walutą jest zaufanie.

Co jest istotą obecnego kryzysu? Słynny politolog Benjamin Barber pisze na łamach „Gazety Wyborczej”: „To przede wszystkim kryzys spowodowany brakiem zaufania”. A w „The Economist” komentator zaczyna swój tekst stwierdzeniem: „W finansach zaufanie decyduje o wszystkim”. Pójdźmy tym tropem.

Zaufanie to przekonanie, że inni – osoby, instytucje – spełnią nasze oczekiwania, że wywiążą się z podjętych zobowiązań. Ponieważ nigdy nie możemy być tego pewni, zaufanie zakłada ryzyko. W życiu ekonomicznym zaufanie, ten „przedkontraktowy warunek kontraktów” – jak pisał już Adam Smith – występuje w niezliczonych postaciach: klienci banków wierzą, że banki dobrze ochronią ich depozyty, banki, że klienci spłacą kredyty; inwestorzy ufają, że ich akcje przyniosą zysk; jedne banki ufają innym, że udzielą im pożyczek, a te co pożyczyły, że swoje pieniądze odzyskają; przedsiębiorcy ufają, że klienci kupią ich produkty, a klienci, że kupują za godziwą cenę produkty dobrej jakości; a wszyscy razem ufają bankom centralnym i rządom, że tak ustawią stopy procentowe i prawne ramy gospodarki, że wartość pieniądza będzie stabilna, a dochód narodowy będzie rósł.

Gdy oczekiwania te są przez jakiś czas spełnione, gdy cały system działa prawidłowo, zaufanie nie ogranicza się do pojedynczego aktu, ale się uogólnia, wytwarzając klimat zaufania albo – jak powiadają socjologowie – kulturę zaufania. Jak pokazują badania, kulturze zaufania towarzyszą optymizm i poczucie sprawstwa, to znaczy przekonanie, że swój los mamy we własnych rękach. Taka kombinacja nastrojów społecznych jest dla gospodarki bezcenna.

Nie tylko zresztą dla gospodarki; po prostu żyje się wtedy spokojniej i szczęśliwiej.

Polityka 43.2008 (2677) z dnia 25.10.2008; Ogląd i pogląd; s. 38
Reklama