Archiwum Polityki

Piłkarski łącznik: Marcin Herra

Ma ledwie 34 lata i praktykę w firmie paliwowej – teraz koordynuje polskie przygotowania do Euro 2012.

Listopad 2008 r., 1305 dni do meczu otwarcia. Bezręki Ikar, rzeźba Igora Mitoraja, smętnie moknie w deszczu. Na V piętrze imponującej siedziby Polskiego Komitetu Olimpijskiego w Warszawie mieści się biuro spółki PL.2012, utworzonej do organizacji Euro. Biurowiec PKOl to esencja współczesnej architektury: stal, szkło, śmiała bryła. Ale przed budynkiem trzeba parkować na trawnikach. Setka samochodów grzęźnie w błocie, chaotycznie porozstawiana na terenach sąsiedniego klubu sportowego Spójnia, którego lata świetności dawno minęły. Z przeszklonej windy widać pokaleczone, zrujnowane obiekty sportowe, co niespodziewanie dobrze komponuje się ze stylem ułomnych rzeźb Mitoraja.

– W centrum Warszawy nigdzie nie da się zaparkować. A tu miejsca w bród – uśmiecha się wysoki, uśmiechnięty, nienagannie ubrany młody menedżer Marcin Herra – prezes spółki PL.2012.

18 kwietnia 2007 r., 1880 dni do meczu otwarcia.

Godzina 11.40. W brytyjskim Cardiff prezydent UEFA Michael Platini rozdziera kopertę. Euro w Polsce i Ukrainie – ogłasza. Wśród polskich władz, obok euforii, konsternacja. – Co bardziej świadomi łapali się za głowy – brak stadionów, hoteli, infrastruktury, dróg. Jak to wszystko zorganizować, jak zbudować? UEFA podjęła karkołomną decyzję, wkroczyła na dziewiczy grunt – opowiada urzędnik, który był wtedy w centrum wydarzeń.

W tym czasie Marcin Herra, lat 34, rzadko bywa w Polsce, latając między Belgradem, Władywostokiem i Holandią. Pracuje w koncernie Shell, dokąd został wysłany na intensywny trening menedżerski przez swego polskiego pracodawcę – paliwową grupę Lotos. – Pomyślałem, że Euro to najbardziej ambitny projekt, jaki w najbliższych latach będzie do zrobienia w naszej części Europy – mówi.

Polityka 1.2009 (2686) z dnia 03.01.2009; s. 38
Reklama