Na „Lejdis” 2,5 mln widzów, na „Testosteronie” – 1,4 mln. W styczniu premiera ich nowego filmu „Idealny facet dla mojej dziewczyny”.
„Lejdis” ze swą widownią stało się najpopularniejszą polską komedią nakręconą po 1989 r. i piątym najchętniej oglądanym polskim filmem III RP (po lekturowych hitach: „Ogniem i mieczem”, „Panu Tadeuszu” i „Quo vadis?” oraz historycznym „Katyniu”). YouTube zalały filmiki, w których podpisujące się „lejdis” kobiety odgrywają własne wersje scen z filmu i opowiadają o sile kobiecej przyjaźni. W sieci krążą filmowe bon moty (np. „Jeśli faceci są z Marsa, to niech tam wracają”). Dużym wzięciem cieszy się sygnowany jako „Pakiet hormonalny” zestaw DVD z filmami „Lejdis” i „Testosteron” – ponoć idealny na wieczorki panieńskie i domówki. O sile oddziaływania dzieł Saramonowicza i Koneckiego świadczy fakt, że goszczący niedawno na ekranach naszych kin film „Kobiety” był reklamowany przez dystrybutora jako amerykańska odpowiedź na polskie „Lejdis”. Zaś „Testosteron” – którego wersja teatralna stała się najchętniej graną i oglądaną współczesną polską sztuką (od premiery w 2002 r. w Teatrze Montownia, w reż. Agnieszki Glińskiej, wystawiany był w teatrach w całej Polsce, a także na Słowacji i w Bułgarii) – doczekał się riposty w postaci sztuki Joanny Owsianko zatytułowanej „Tiramisu”.
Tylko krytycy się nie śmieją. Zarzucają Koneckiemu i Saramonowiczowi grę pod publiczkę, epatowanie złym smakiem i wulgaryzmami, szowinizm, mizoginizm, konserwowanie stereotypów damsko-męskich.