Ma pewną rękę, chłodną głowę, jest szybki, solidny, regularny, agresywny. Nie robi na torze głupich błędów i trzyma emocje na uwięzi, pędząc ponad 300 km/h. Inżynierowie teamu BMW-Sauber nie mogą się go nachwalić – Polak rozumie się z nimi w pół słowa, a jego wkład w ulepszanie bolidu jest nie do przecenienia.
Są tacy, którzy uważają, że gdyby 24-letni Kubica mógł ścigać się w Ferrari albo McLarenie, konkurentom pozostałaby tylko walka o drugie miejsce. Opinie fachowców nie idą tak daleko, ale każdy przyzna, że postęp, jakiego dokonał Polak, jest imponujący. W 2006 r. był kierowcą testowym, w 2008 r. przegrał trzecie miejsce o włos.
Na kierowcę rajdowego wykierował Roberta jego ojciec Artur Kubica.
Najpierw w przydomowym ogródku zorganizował kilkuletniemu synowi prowizoryczny tor, na którym pachołkami były plastikowe butelki wypełnione piaskiem, a mały Robert pokonywał slalom w miniaturce Jeepa o mocy dwóch koni mechanicznych. Potem przyszła pora na gokarty. Gdy Robert miał 13 lat i sześć tytułów mistrza Polski w kategoriach kadetów i juniorów, rodzice wysłali go do Włoch. Tam jego talent dostrzegł jeden z producentów gokartów i zaproponował Polakowi starty w zespole fabrycznym. Dopiero wtedy Kubica senior przestał być jedynym sponsorem kariery syna. Nowi dobroczyńcy Polaka nie wyrzucali pieniędzy w błoto – w 1998 r. Robert jako pierwszy od 40 lat kierowca spoza Włoch zdobył kartingowe mistrzostwo tego kraju.
W wieku szesnastu lat wreszcie mógł przesiąść się do samochodów. Pokonywanie kolejnych szczebli wyścigowego wtajemniczenia trwało pięć sezonów. W grudniu 2005 r. Kubica podpisał kontrakt z ekipą BMW-Sauber.