Jak zapewnić odpowiednią ilość energii dla rozwijającego się kraju, by nie udusić się od nadmiaru dwutlenku węgla lub nie zbankrutować, w chwili, gdy za prawo do emisji tego gazu trzeba będzie słono płacić? Eksperci podpowiadają dwa rozwiązania: technologie czystego węgla i energetyka jądrowa. W pierwszej odpowiedzi kryje się wielki obszar technologii opracowywanych po to, by węgiel spalać jak najwydajniej. Funkcjonujące w polskich elektrowniach kotły mają sprawność 30 proc., maksymalnie 36 proc. Nowoczesne instalacje, jakie mają zastąpić część starego wyposażenia, osiągają sprawność 43–46 proc. Z jednej tony węgla można w nich uzyskać o jedną trzecią energii więcej niż w starych kotłach. W rezultacie maleje także emisja CO2.
Docelowo jednak, w perspektywie 2050 r., kiedy zmniejszenie emisji dwutlenku węgla ma osiągnąć 80 proc., nawet najwydajniejsze elektrownie węglowe będą zbyt „brudne”. Stąd pilne prace nad technologiami wyłapywania dwutlenku węgla i jego składowania w podziemnych magazynach (CCS). Czyżby więc znalazło się cudowne rozwiązanie dla polskiej, uzależnionej od węgla energetyki? Czy dalej będzie mogła palić węgiel do woli, pakując niechciane produkty swej działalności pod ziemię?
Nie tak szybko. Po pierwsze, CCS to technologia przyszłości, i to pod warunkiem, że kiedykolwiek osiągnie komercyjną dojrzałość. W ubiegłym roku szwedzki Vattenfall uruchomił w Schwarze Pumpe w Niemczech pierwszą instalację pilotażową CCS. Unia Europejska wpisała w pakiet klimatyczno-energetyczny projekt sfinansowania około 12 podobnych przedsięwzięć. Polska chce wystartować w tym projekcie z dwiema inicjatywami. Życząc powodzenia, trzeba mieć jednak świadomość, że CCS pojawi się w prawdziwych elektrowniach najwcześniej w trzeciej dekadzie XXI w.