To powracające pytanie, konfliktujące nieraz zwolenników i przeciwników energetyki jądrowej. Nie brak i tych pierwszych, i tych drugich. Ale energetyka jądrowa jest faktem: powstają nowe elektrownie, technologia wciąż się doskonali, a i my pewnie za jakiś czas – może – będziemy produkować energię z atomu.
Mamy atomową wojnę na górze. Przez kilkanaście lat Polska nie mogła się zdecydować na budowę pierwszej elektrowni jądrowej, a teraz – za jednym zamachem – zdecydowała się na kilka inwestycji.
Szok, zaskoczenie, niedowierzanie. Nie mamy węgla, ale będziemy mieli elektrownię atomową. Nie jedną, a dwie. Mało wam dwie? Będą trzy, a może jeszcze więcej.
Zamiast myśleć, jak Polska przetrwa zimę, premier odkleja się od rzeczywistości i odpływa w krainę marzeń. Składanie obietnic budowy elektrowni atomowych jest dziecinnie łatwe.
Czym może grozić zniszczenie ukraińskiej elektrowni atomowej? Odpowiadają dr inż. Paweł Gajda i inż. Adam Rajewski, specjaliści od energetyki jądrowej.
W atomie najbardziej fascynujące jest to, czego nie można zobaczyć. To, czego nie widać, wzbudza też najwięcej lęków.
Czy alarm wszczęty przez Ukrainę po ataku rosyjskich wojsk na elektrownię atomową w Zaporożu był nieuzasadniony, a straszenie przez Wołodymyra Zełenskiego, że Europie grozi nuklearna apokalipsa, przesadne?
Z jednego grama mieszaniny deuteru i trytu, w której dojdzie do zapłonu termojądrowego i w rezultacie do reakcji syntezy, otrzymamy energię równą spaleniu kilkunastu ton węgla. Gra toczy się o kontrolowanie tej reakcji. Stawka jest naprawdę wysoka.
Jeśli chodzi o opowiadanie o atomie, Polska ma długą i barwną historię. Gorzej, że jak na razie nie widać ani jednego megawata wyprodukowanego ze źródeł jądrowych.
Strach przed energetyką jądrową narodził się w popkulturze i mediach. Z czasem osiągnął takie rozmiary, że awarii elektrowni atomowych spodziewali się wszyscy.