Teraz, kiedy banki przestały pożyczać, rośnie presja na pożyczki towarzyskie, od znajomych. Odmówić trudno, choć nieraz przychodzi tego gestu życzliwości potem żałować. Każdy zna wiele historii prywatnych i publicznych – wierzycieli wystawionych do wiatru przez dłużników.
L. nie jest w stanie przypomnieć sobie, jak długo zna A. Od studiów, czyli grubo ponad 20 lat. Przyjaźń cementowały częste wizyty, wspólne dorastanie dzieci i coroczne wyjazdy na narty. Jeden imponował drugiemu. L. poukładanym jak w babcinej szafie życiem. A. wieczną improwizacją. Choć kolejne biznesy A. rozwijały się zawsze po krzywej opadającej, nigdy nie opuszczał go optymizm, a jego stopa życiowa rosła.
Ten ekonomiczny fenomen potrafił zasiać w L. wątpliwość, bo on do wszystkiego w życiu doszedł ciężką pracą. Może gdyby zdecydował się na ryzyko, nie byłoby tak ciężko? To chyba dlatego nie potrafił odmówić A., gdy ten potrzebował 150 tys. zł na kolejny biznes. – Z zasady nikomu nie pożyczałem pieniędzy. Nawet w rodzinie. Sam nie wiem, dlaczego tym razem to zrobiłem – zastanawia się L. Tym bardziej że takiej sumy nawet nie miał. Złożył w firmie wniosek o pożyczkę 150 tys. zł. Żonie nawet o tym nie wspomniał. Pieniądze od A. po miesiącu będą przecież z powrotem na jego koncie. Przynajmniej tak to widział w październiku 2005 r.
Nieufni – naiwni
Zgodnie z portretem psychologicznym typowego Polaka, problem z nieoddawaniem pożyczonych pieniędzy w ogóle nie powinien istnieć. W odróżnieniu od niezwykle ufnego Skandynawa, który potrafi na słowo pożyczyć nawet większą kwotę, Polak nieczuły jest na podchwytliwe próby wyłudzenia. – I to nas gubi, bo oddzielając się szczelnym murem nieufności od obcych, jesteśmy przekonani, że nic nam nie grozi.