Gdy w wytwórni filmowej w Babelsbergu ruszyły zdjęcia do „Walkirii”, Niemcy zaczęli się zastanawiać, czy amerykańskie kino akcji będzie w stanie przybliżyć światu historię jedynego puczu wojskowego przeciw nazistowskiej dyktaturze. Pochwalono profesjonalizm hollywoodzkiej produkcji, ale wytknięto brak dramaturgii, sprowadzającej się jedynie do przedstawienia odwiecznej walki dobra ze złem. Gdzie są moralne motywy działania spiskowców? – pytali zdegustowani krytycy.
Postać zamachowca, pułkownika Clausa Schenk hrabiego von Stauffenberg nie jest jednoznacznie oceniana do dzisiaj. Reprezentatywne badania z 1951 r. wykazały np., że więcej niż połowa Niemców uważała go za zdrajcę. Dopiero 30 lat później dwie trzecie pytanych wyraziło zrozumienie dla spiskowców, przygotowujących operację Walkiria. Od początku lat 90. zaś coraz więcej Niemców zaczęło dostrzegać w Clausie Stauffenbergu bohatera, który gotów był poświęcić życie, chcąc pozostać w zgodzie z własnym sumieniem. Kłopoty z oceną zamachowca na tym się jednak nie skończyły. Historycy ubolewają, że jego konserwatywne, antydemokratyczne poglądy i marzenia o powstaniu Świętych Niemiec nie przystają do współczesności i uniemożliwiają kreowanie go na narodowego idola.
Dzieci Clausa Stauffenberga nie wypowiadają się publicznie na temat wydarzeń związanych z zamachem na Hitlera. Nie oceniają również czynu swojego ojca, nie analizują motywów jego postępowania. Polemizują jedynie z tezą, że niemiecka arystokracja zawsze w skrytości ducha pogardzała Hitlerem.
Wyłom zrobiła najmłodsza córka Stauffenberga, Konstanze von Schulthess,
która napisała książkę „Nina Schenk Hrabina von Stauffenberg”. Opisała w niej konsekwencje nieudanego zamachu dla rodziny pułkownika. Nakreśliła portret matki, kobiety o silnym charakterze, która nie tylko wiedziała o planach męża, ale też je – z ciężkim sercem – wspierała.