Globalny kryzys, jakkolwiek jego istnienie wciąż nie jest pewne, kwestionuje właściwie każdą postawę życiową i niemal każdemu przysparza dyskomfortu. Ci, którzy zapożyczyli się i zainwestowali z rozmachem w budowę domu, okazują się niepoprawnymi optymistami. Ci, którzy inwestowali ostrożnie na giełdzie, okazują się stadem amatorów, inwestujących wtedy, kiedy wszyscy, a nie wtedy, kiedy trzeba. Tych, którzy tracą pracę, kryzys spycha w otchłań depresji. Lecz i ci, którzy muszą zwalniać podwładnych, czują się szmatławo. Nawet profesjonalni analitycy ekonomiczni tracą grunt pod nogami i dramatyzują: rynek przestał działać, działa jakaś psychologia!
Cóż, rynek to faktycznie psychologia. To niewyobrażalna liczba postaw i decyzji, chwilowych emocji, zachowań stadnych, nieroztropnych, jakże często dyktowanych błędną oceną sytuacji. Bo też człowiek ma taką naturę, że nagminnie popełnia błędy w myśleniu. Uogólnia. Wyolbrzymia. Arbitralnie wyrokuje. Bierze wszystko do siebie. Myśli, że każdy myśli tak jak on. Widzi rzeczy jako czarne albo białe...
Czy to nieusuwalna skaza ludzkiej psychiki? Owszem, można nad sobą pracować, można w efekcie wyeliminować rozmaite kłopoty w życiu finansowym, zawodowym, uczuciowym. Tyle tylko, że człowiek bezbłędny przestałby być człowiekiem, bo na przykład nie umiałby się zakochać. Zakochanie, dowodzi nauka, w dużej mierze polega na poddaniu się serii złudnych przekonań, błędnych ocen i nieuzasadnionych nadziei. Z takiej też psychicznej trampoliny odbijali się opisywani przez nas niezatapialni ludzie interesów, wszak ich legendarne klęski wydawały się ostateczne, a ich rachuby na przyszłość – nieracjonalne. Toną (relacjonujemy badania nad przebiegiem katastrofy „Titanica”) ci, którzy zbyt wcześnie się poddają.