Jednym z najsugestywniej opisanych literackich hipochondryków – można powiedzieć prekursorem współczesnej hipochondrii psychicznej – jest Obłomow, tytułowy bohater powieści Iwana Gonczarowa: człowiek, którego życiowym celem stała się ucieczka nie tylko przed silnymi, ale przed jakimikolwiek emocjami. Obłomow obawia się konfliktów i nowości, przekonany, że nie jest w stanie znieść żadnych przeciwności losu. Choć nie wychodzi z domu, ma wrażenie, że życie go zadręcza. Najdrobniejsze nieprzewidziane zdarzenie to zagrożenie dla równowagi ducha, którą z takim mozołem sobie wypracował. Nie cierpi dokonywać żadnych wyborów, nie potrafi podjąć żadnej decyzji. Najspokojniejsze chwile swego życia smakuje w łóżku i, niestety, tylko w łóżku. „Pozycja leżąca nie była dla niego ani niezbędna, jak dla chorego albo dla kogoś, kto kładzie się spać, ani przypadkowa, jak dla osoby akurat zmęczonej, ani błoga, jak dla próżniaka; to była jego pozycja normalna. Kiedy był w domu – a był w nim prawie zawsze – zajmował pozycję leżącą”.
Dzisiejsza hipochondria czy też – nazwijmy to – psychochondria, choć odległa w swych przejawach od „obłomowszczyzny”, skupia się właśnie na stanie ducha. A główne związane z nią niebezpieczeństwo to nadużywanie psychiatrii i psychologii. Czyli, krótko mówiąc, psychoszaleństwo, polegające na swobodnym rozszerzaniu listy zachowań, które jakoby wymagają interwencji specjalisty psychologa. Okazuje się, że pomocy wymaga dzisiaj ktoś, kto lubi pracować (pracoholik), kto za dużo przesiaduje przy komputerze, za często rozmawia przez komórkę, za często chodzi do kina, za często robi niepotrzebne zakupy. Żona ogrodnika-amatora skarży się, że jej mąż popadł w uzależnienie od kosiarki, a rodzice twierdzą, że ich dzieci są odurzone uprawianiem sportów ekstremalnych.