Archiwum Polityki

Owinięci w bawełnę

Tadżycy niewolniczo harują przy zbiorach bawełny – niczym bohaterowie „Chaty wuja Toma”. Świat zainteresował się ich krajem, bo NATO szuka tu oparcia dla swojej operacji w Afganistanie.

Dziś większość dostaw wojskowych do Afganistanu biegnie przez Pakistan, gdzie coraz częściej zdarzają się ataki. Tymczasem – jak przestrzegają analitycy International Crisis Group (ICG) – Tadżykistan jest o krok od upadku. Ponad 70 proc. Tadżyków żyje w skrajnej nędzy. Dochód na jednego mieszkańca w zeszłym roku nie przekroczył nawet 2 tys. dol. Rolnictwo, które daje niespełna jedną czwartą dochodów państwa, zatrudnia aż trzy czwarte całej siły roboczej. Najwięcej przy zbiorach bawełny.

W obwodzie chatlońskim, na południe od stołecznego Duszanbe, pola bawełny ciągną się aż po horyzont. Graniczący z Afganistanem region jest zagłębiem tego głównego surowca światowego przemysłu tekstylnego. Bawełna, nazywana białym złotem, stanowi podstawowy towar eksportowy Tadżykistanu. Nic więc dziwnego, że kontrolę nad nią sprawują firmy związane z autorytarnym prezydentem Emomali Rachmonem. I tylko dla rządzącej kasty jest prawdziwą żyłą złota. Dla reszty to przekleństwo.

My zdies chłopkoraby (jesteśmy bawełnianymi niewolnikami) – skarży się rolnik z okolic Kurgonteppy, stolicy obwodu chatlońskiego. Niewolnictwo było tu zakorzenione od wieków. Jedwabnym Szlakiem podróżowały karawany nie tylko z suknem czy przyprawami, ale i z żywym towarem. Buchara (miasto w Uzbekistanie, uznawane przez Tadżyków za ich kolebkę kulturową) słynęła z targu niewolników, a Rosjanie prowadzili podbój Azji Środkowej w XVIII i XIX w. pod pretekstem ich uwalniania.

Niszcząca monokultura

Po rewolucji imperium radzieckie narzuciło podbitym narodom nowe formy zniewolenia, m.in. za pomocą przymusowej kolektywizacji. Ludzi już nie sprzedawano. Stali się darmowym surowcem w systemie gospodarczym, w którym największym bożkiem była wielkość produkcji.

Polityka 13.2009 (2698) z dnia 28.03.2009; Świat; s. 98
Reklama