Archiwum Polityki

E-prezydent

Barack Obama, oprócz wszystkich wprowadzanych nowości, testuje i tę: permanentną kampanię wyborczą. Chce wykorzystać 10-milionową armię Amerykanów, którzy w rozmaity sposób wspierali go podczas wyborów i ostatecznie przesądzili o jego zwycięstwie, aby teraz udzielali poparcia jego prezydenckim działaniom. Ma to być rodzaj pospolitego ruszenia, mobilizowanego osobistą więzią z prezydentem. W epoce baz danych i e-maili to nie jest takie trudne. Tych e-maili grupa nacisku MoveOn.org wysyła miliony, co tydzień dołączane jest wideo prezydenta z ciepłym przesłaniem. Aktualna kampania dotyczy zalet przygotowywanego przez Obamę budżetu. Przy okazji rozsyłane są wskazówki, jak mobilizować innych, z lokalnymi kongresmanami włącznie. Ale internetowa demokracja, oprócz ewidentnych zalet, ma też swoje zasadzki i pułapki. Przekonał się o tym prezydent podczas niedawnego internetowego spotkania z wyborcami. Wcześniej na stronie Białego Domu zostawili 104 tys. pytań, podzielonych na 11 kategorii tematycznych. Internetowym obyczajem głosowano, które pytania są najciekawsze i gospodarz powinien na nie odpowiedzieć. Okazało się, że w kategorii „zielona energetyka”, „stabilność finansowa” oraz „praca” większość najpopularniejszych według internautów pytań dotyczyła legalizacji marihuany.

Polityka 14.2009 (2699) z dnia 04.04.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama