Archiwum Polityki

PGR Jackowo

Rozmowa z Jarosławem Chołodeckim, byłym działaczem polonijnym, o nieporadności polskiego Chicago

Cezary Łazarewicz: – Viktor Forys, który był polonijnym kandydatem w wyborach uzupełniających do Kongresu Stanów Zjednoczonych, poniósł właśnie druzgocącą klęskę. W dystrykcie piątym w Chicago, w którym mieszka 110 tys. polonusów, zagłosowało na polskiego kandydata tylko 5,5 tys. osób. Dlaczego Polacy zostali w domu?

Jarosław Chołodecki:– Forys, zanim wydał jakiekolwiek pieniądze na kampanię, powinien szukać poparcia we wszystkich środowiskach: od prawa do lewa. Gdyby powiedział: chcę być waszym reprezentantem, stwórzcie ze mną polską agendę, to byłby wspólny interes. Natomiast polskim kandydatom to się nie zdarza. Mówią: Jesteś Polakiem, to masz głosować na Polaka. A to nie działa.

My źle gramy zespołowo. Tak jest w Polsce i tak jest tam, w Chicago. Nie stworzyliśmy społeczeństwa, które lansowałoby collective action. Z naszym charakterem narodowym kojarzy się pospolite ruszenie lub mobilizacja w momencie zagrożenia.

Czy dlatego nie udaje nam się wykreować liderów, którzy byliby autorytetami wśród Polonii?

Wszyscy, którzy mogliby być liderami, ulatniają się stamtąd. Wyjeżdżają i zatapiają się w Ameryce. Kiedyś przeczytałem w „Chicago Tribune”, że najszybciej rozwijającą się firmą w Illinois jest firma Platinum Technology, którą założył Polak Andrew J. Filiowski. Produkowała specjalistyczne oprogramowanie komputerowe, była rewelacyjnie zorganizowana.

Właściciel miał dużo pieniędzy, więc założył Fundację na Rzecz Ochrony Białego Nosorożca, który był gatunkiem zagrożonym. A to były lata 90., kiedy Polsce potrzebny był każdy dolar. Pytam więc go, czy te białe nosorożce są tak samo ważne jak sprawa polska? A on po namyśle mówi: Nosorożce są tak samo ważne jak sprawa polska.

Polityka 14.2009 (2699) z dnia 04.04.2009; Ludzie i obyczaje; s. 102
Reklama