Archiwum Polityki

Zając z Patagonii

Wspomnienia Claude’a Lanzmanna, zatytułowane „Zając z Patagonii”, są bez wątpienia jednym z najważniejszych literackich i szerzej – intelektualnych wydarzeń ostatnich lat we Francji. Dlaczego zając i dlaczego z Patagonii? Zając jest to zwierzę, na które się łatwo poluje. Wychodzi myśliwy w pola, psy przed nim i gonią. Przy odpowiednio wytrenowanej sforze zając nie ma szans. Albo go dopadnie, albo wyprowadzi na strzał. Z tyłu fagas zgarnia ubite zające do myśliwskiej torby. Nikt z nich nawet nie będzie robił pasztetów. Wrzuci się je do śmieci i tyle. Kogo obchodzi zajęcze ścierwo? Ubogi by wziął, ale ubogich nie wpuszcza się na pańskie śmietniska. Czasem można zanieść lekarzowi w łapówce.

A kogo obchodzi człowiek zabity gdzieś tam, w niebywałych krajach i nierealnych wojnach? Dlaczego Patagonia? Bo Patagonii nie ma. „W Polsce, czyli nigdzie” pisał Alfred Jarry. Ale Polska jednak istnieje, gdzieś tam do czegoś się miesza, czymś bruździ w Parlamencie Europejskim, zgłasza jakieś pretensje, łka nad jakąś martyrologią... Co innego Patagonia. Ona istnieje tylko w świecie dziecięcych lektur i snów. Nikt nie przyjdzie wymagać niczego w imieniu Patagonii, bo byłoby to niepojęte i absurdalne dla tej części ludzkości, która uważa się za cywilizowaną.

Lanzmann poczuwa się do zajęcy znikąd. W swojej książce opowiada więc, między innymi, o losie zajęcy, które nie chcą żyć dla czegoś, czy po coś, tylko po prostu chciałyby żyć. Aż nagle przychodzą potężniejsze od nich potwory i mówią: zajączku, skończył się twój czas. To się da jeszcze ewentualnie uzasadnić perspektywą ćwiczącego się w strzelaniu wykwintnego myśliwego.

Polityka 14.2009 (2699) z dnia 04.04.2009; Stomma; s. 112
Reklama