Nawet w samolocie Barack Obama, człowiek epoki internetowej, nie rezygnuje z blogu z cotygodniową prezentacją swej polityki. W drodze do Londynu na spotkanie z liderami 20 największych gospodarek świata prezydent nagrał wideo. W tym nowym stuleciu – mówił – żyjemy w świecie mniejszym i bardziej ze sobą połączonym niż kiedykolwiek w historii. Zagrożeń dla naszego bezpieczeństwa i gospodarki nie można dłużej odgrodzić oceanem czy granicami na mapach. Terroryści naradzający się w Hamburgu, szkoleni w Kandaharze i Karaczi, zagrażają każdemu miejscu na Ziemi; ruch samochodowy w Bostonie i Pekinie topi pokrywę lodową w Arktyce i zmienia pogodę na całym globie; materiały rozszczepialne, ukradzione w dawnym ZSRR, mogą zniszczyć każde miasto na ziemi. Lekkomyślna spekulacja bankiera w Nowym Jorku czy Londynie podsyciła globalną recesję, rujnującą rodziny w Ameryce i w różnych punktach świata. Tak Obama przedstawia świat rodakom i dodaje: nikt tym wyzwaniom nie sprosta sam.
Nic bardziej oczywistego, szkolna, nawet dziecinna pogadanka? Nie – jeśli pamiętać o arogancji i jednostronności amerykańskiej polityki za rządów Busha.
Płyniemy w jednej łodzi – mówi nowy prezydent Amerykanom, a także sojusznikom z NATO.
Obama chce wytłumaczyć rodakom, ile Ameryka może zyskać przebudowując swoje stosunki ze światem. – Od polityka w Ameryce wymaga się właściwości szczególnej – on musi inspirować, musi dawać ludziom poczucie wyższego sensu – przypomina Andrzej Olechowski, były minister, prezes Towarzystwa Atlantyckiego. Pierwsze spotkanie Obamy ze światem ma już swój symbol: wspólną łódź. Morze faktycznie wygląda na silnie wzburzone.
Obecny kryzys, najgroźniejszy od kilkudziesięciu lat, pognał gospodarki i rządy w nieznanym kierunku.