Archiwum Polityki

Pożytki z kryzysu

Nawet w najpoważniejszych tarapatach mogą tkwić jakieś szanse. Trzeba je tylko odkryć i wykorzystać. Jakie szanse dla Polski niesie dzisiejszy kryzys? – zastanawiali się uczestnicy

Mamy kłopoty z językiem. Niby giętki, ale przecież nie do końca. Bo jak nazwać to, czego dziś doświadcza nasz kraj i gospodarka? Podczas kongresu każdy zabierający głos starał się zmierzyć z tym wyzwaniem. Często bowiem słowo staje się ciałem: mamy kryzys, bo o nim mówimy.

Dlatego trzeba ważyć słowa. Premier Donald Tusk mówił więc o „gospodarczym przełomie, często nazywanym kryzysem”, europoseł prof. Jerzy Buzek (ojciec duchowy kongresu) o „spowolnieniu, a nie kryzysie”, prof. Leszek Balcerowicz „o zjawisku może na wyrost nazywanym kryzysem”, zaś prof. Jerzy Pruski, prezes PKO BP, „o zaburzeniach na rynkach finansowych”. Każdy jednak po kilku zdaniach porzucał swoją definicję i mówił o kryzysie. Bo zaklinanie rzeczywistości ma przecież jakieś granice.

Każdy zresztą mówił w innym tonie. Premier, uskrzydlony ogłoszoną dwa dni wcześniej decyzją Międzynarodowego Funduszu Walutowego przyznającą Polsce potężną linię kredytową do obrony kursu złotego, wygłosił płomienne credo liberała. Wolność, zaufanie, dialog, szacunek dla grosza publicznego, odrzucenie populizmu to dla niego sprawy najważniejsze. Nie było i nie będzie zgody na pompowanie pieniędzy w gospodarkę dla samego pompowania, żadnej pomocy publicznej dla tych, którzy z pazerności czy dla hazardu korzystali z opcji walutowych. Dzięki tej konsekwencji nasze kłopoty są niczym wobec kłopotów innych krajów. Należymy do „platynowego klubu” nielicznych gospodarek świata, z grupy „rynków wschodzących”, które cieszą się zaufaniem międzynarodowych organizacji finansowych i opierają się recesji. Między innymi dzięki temu, że odrzuciły łatwą pokusę zadłużania się ponad miarę. Potwierdzeniem słuszności tej polityki jest stabilizujący się kurs polskiej waluty – przekonywał premier.

Polityka 17.2009 (2702) z dnia 25.04.2009; Rynek; s. 44
Reklama