Na Śląsku woda podrożała o 20 proc., we Wrocławiu o 10 proc. Mieszkańcy Leszna za samą gotowość dostarczania wody i odbioru ścieków mają płacić wodociągom 10 zł abonamentu. Podobne złe wieści o przeprowadzonych i planowanych podwyżkach w wielu regionach stały się najważniejszym tematem lokalnej prasy. W województwie zachodniopomorskim miejscowi politycy szacują, że za kilka lat metr sześcienny wody i ścieków w dorzeczu Parsęty będzie kosztował 40 zł. To cztery razy więcej niż dzisiaj w Warszawie.
Płynne rachunki
O rosnących cenach za wodę i odbiór ścieków ogólnopolskie media jednak milczą. Uznały, że to sprawa dla lokalnych tytułów. Z podobnego założenia wychodzi rząd: skoro za gospodarkę wodno-ściekową odpowiadają gminy, to nie widzi powodów, żeby się do tej sprawy wtrącać. Ministerialni urzędnicy mają teraz większy problem: z traktatu akcesyjnego wynika, że woda, która wypływa z kranów, a wcześniej z oczyszczalni, do 2015 r. w całej Polsce musi osiągnąć wysokie unijne standardy. Z tego powodu przez najbliższe 6 lat, kosztem 50 mld zł, trzeba wybudować lub zmodernizować 950 oczyszczalni ścieków oraz 25 tys. km sieci wodociągów i kanalizacji.
W przypadku niedotrzymania terminów Unia ma prawo zażądać zwrotu całości lub części pieniędzy, jakie pochodzą z Funduszu Spójności. Sama Warszawa musiałaby oddać ponad 350 mln euro unijnej dotacji przeznaczonej na modernizację oczyszczalni ścieków. Na razie trwa walka z czasem, a unijne pieniądze płyną do gmin wartkim strumieniem. Burmistrzowie i wójtowie chętnie sięgają po te środki. Wierzą, iż dzięki unijnej pomocy systemy poboru, oczyszczania i zrzutu wody uda się wreszcie ucywilizować. W wielu przypadkach tak właśnie jest, ale ceny usług komunalnych dramatycznie rosną.
Uzasadnienia podwyżek są wszędzie podobne: „rosną koszty utrzymania i amortyzacji zmodernizowanej i powiększonej sieci”.