47-letnią Susanne Klatten uważa się za najbogatszą kobietę Niemiec. Jej majątek wart jest 7,8 mld euro. Ekonomistka z dyplomem uniwersytetu w Buckingham umiejętnie prowadzi interesy rodzinnego klanu Quandtów, najpotężniejszej dynastii przemysłowej Niemiec, m.in. udziałowców BMW i Atlanty. Słynie z powściągliwości i dyskrecji. Unika pompy i celebry, nie bywa na rautach i balach. Jej ostrożność jest wprost legendarna. Nie bez powodu – jako młoda dziewczyna cudem uniknęła porwania dla okupu. Żyła często pod zmienionym nazwiskiem. Również swojego męża, inżyniera Jana Klattena, poznała w jednej ze swoich fabryk podczas praktyk, które odbywała jako nieznana nikomu Susanne Kant.
Minister ds. rodziny Ursula von der Leyen miałaby w niej, matce trójki dorastających dzieci, doskonały przykład na to, że nawet odpowiedzialną pracę zawodową można pogodzić z macierzyństwem. Złośliwcy twierdzą co prawda, że Susanne Klatten, nazywana w Niemczech BMW-lady, przypomina z wyglądu Angelę Merkel, zanim panią kanclerz zajął się fryzjer niemieckich elit Udo Walz. Przemawia przez nich jednak brak zrozumienia dla dziedziczki wielomiliardowej fortuny, która unika wyszukanych fryzur, strojów, biżuterii, wysokich obcasów. A przecież to właśnie ona stała się bohaterką skandalu, którym żyły ostatnio Niemcy.
W marcu przed monachijskim sądem odpowiadał za szantaż i wyłudzenie obywatel szwajcarski Helg Sgarbi. Aresztowano go w połowie stycznia ubiegłego roku na jednym z parkingów autostrady łączącej Monachium z Salzburgiem, gdy zjawił się po odbiór 14 mln euro. Pieniędzy tych zażądał od pani Klatten, szantażując ją ujawnieniem kompromitujących zdjęć z ich intymnej randki. 43-letni Sgarbi, specjalista od romansów z bogatymi kobietami, był pewien kolejnego sukcesu.