Archiwum Polityki

Przeszłość trzyma mocno

Rozmowa z Andrzejem Bartem, najbardziej tajemniczym polskim pisarzem, o jego powieściach, filmach i wszechobecnej Łodzi

Justyna Sobolewska: – Kiedy w 1991 r. ukazała się powieść „Rien ne va plus”, Jan Błoński i inni krytycy byli przekonani, że Andrzej Bart to pseudonim jakiegoś znanego pisarza.

Andrzej Bart:

– Spóźniłem się na inaugurację Nagrody Kościelskich. Zobaczyłem wtedy ulgę na twarzy profesora Błońskiego. Upewnił się, że człowiek, któremu przyznano nagrodę, jednak istnieje! Podobno do samego końca zastanawiano się, kto mógłby to napisać. Padały szacowne nazwiska. Tyle że ci pisarze raczej nie żartowali, a jeśli już, to statecznie, jak na szacowność przystało. Moment, od którego mógłbym się nazwać pisarzem, to decyzja o napisaniu „Rien ne va plus” właśnie. Zamiast, jak przystało młodemu człowiekowi, opisać kłopoty z istnieniem, postanowiłem bohaterem uczynić Polskę i Polaków. Była to pułapka, bo zajęło mi to 10 lat, a przez powieść przewinęły się setki postaci. Na szczęście narratorem uczyniłem nic nierozumiejącego cudzoziemca, a więc swoje zadziwienia i naiwności mogłem do woli wkładać w jego usta.

Niestety, książka nie mogła się potem długo ukazać...

A ja dostawałem z wydawnictw obrażające rozum recenzje wewnętrzne. W pewnym sensie przekreślało to wszystko, co w życiu zrobiłem, a nie wypadało nawet wspominać, że jestem autorem dużej powieści, aby nie wyjść na skarżącego się mitomana. Imałem się różnych zajęć, pisałem sensacyjki i scenariusze kolegom ze Szkoły Filmowej. Jeden z nich ukazał się nawet drukiem jako „Człowiek, na którego nie szczekały psy”. Bycie długo nikim niby uczy pokory, ale też w pewnych okolicznościach daje niezdrowe poczucie wyższości nad światem. W każdym razie późniejsza Nagroda Kościelskich nie potrafiła mnie już tak ucieszyć, jak na to zasługiwała.

Z racji ukrywania się bywa pan nazywany „polskim Pynchonem”.

Polityka 18.2009 (2703) z dnia 02.05.2009; Kultura; s. 80
Reklama