Jarosław Makowski: – Gdy Benedykt XVI zaczynał swój pontyfikat, cieszył się dużym poparciem wiernych i duchowieństwa. Dziś, po czterech latach rządów, zewsząd spada na niego grad krytyki.
Gianni Gennari: – Ci, którzy krytykują Benedykta, to ci sami, którzy przez lata wieszali psy na Janie Pawle II. Papież Polak był jednak kochany przez tłumy, gdyż miał styl bycia, który przyciągał – zwłaszcza młodzież. Jego krytycy w końcu zamilkli. Jednak byli gotowi przenieść swój krytycyzm na nowego papieża. Dodatkowo opinia publiczna widzi w Benedykcie pancernego kardynała. Przez ponad 20 lat stał on na czele dawnego Świętego Oficjum. Ba, gorliwie wypełniał swoje zadania. Dlatego krytycy wciąż postrzegają go jako policjanta wiary i dyskwalifikują jako teologa. A przecież Ratzinger i w młodości, i w czasie II Soboru Watykańskiego był jedną z tych osób, które wpłynęły na pozytywną ewolucję soborowych przemian.
Ale czy gołym okiem nie widać, że Benedykt dokonuje konserwatywnej reinterpretacji II Soboru Watykańskiego?
Doskonale pamiętam Sobór, gdyż wtedy kończyłem studia i zaczynałem wykładać teologię na Uniwersytecie Laterańskim. Nadanie soborowym rozstrzygnięciom nowej wizji, w odróżnieniu od koncepcji proponowanych przez tzw. konserwatywną część Kurii Rzymskiej, zawdzięczamy niemieckiemu kard. Josephowi Fringsowi. To on namówił Jana XXIII, żeby zacząć od nowa dyskusję, czyli raz jeszcze przejrzeć część dokumentów. A tym, który podsuwał niemieckiemu kardynałowi teologiczne argumenty za radykalniejszymi zmianami, był młody teolog Joseph Ratzinger.
I pamiętam też, jak reagował Uniwersytet Laterański, który był wówczas bastionem konserwatywnej szkoły rzymskiej, gdy padało nazwisko Ratzinger.