Archiwum Polityki

Foki na piłce

Rozmowa z amerykańskim sinologiem prof. Perrym Linkiem

Marek Ostrowski: – Światową sensację budzi książka „Więzień stanu. Tajny dziennik Zhao Ziyanga”, która powstała na podstawie nagrań potajemnie prowadzonych przez sekretarza generalnego Chińskiej Partii Komunistycznej z okresu protestów na placu Tiananmen. Czy jako wydawca „Dokumentów Tiananmen” myśli pan, że Zhao mógł zapobiec masakrze 4 czerwca?

Perry Link:–Zhao był głównym architektem chińskich reform ekonomicznych lat 80., a do przyjęcia reformatorskiego kursu zmusiły go okoliczności. Od 1988 r., wraz z gwałtownym wzrostem inflacji tracił zwolenników i w poszukiwaniu nowych przesunął się na pozycje bardziej demokratyczne, mimo że nie był orędownikiem demokracji. Stał się nim dopiero w areszcie domowym, w którym spędził ostatnie 16 lat i pod koniec życia popierał demokrację oraz wolność słowa z żarliwością godną dysydenta.

W 1989 r. sprzeciwiał się strzelaniu do protestujących. Już 18 maja wiedział, że stracił władzę, mimo to nazajutrz poszedł na plac rozmawiać ze studentami. Tego samego dnia odbyło się spotkanie kierownictwa partii, na którym nie był już obecny. Według źródeł „Dokumentów Tiananmen”, biuro polityczne KPCh głosowało wtedy nad wprowadzeniem stanu wojennego – dwóch członków biura miało być za, dwóch przeciw, jeden miał się wstrzymać. Stąd decyzję, która doprowadziła do późniejszej masakry, podjął osobiście Deng Xiaoping. Natomiast Zhao dobitnie twierdzi, że żadnego głosowania nie było, choć gdyby do niego doszło, to zważywszy na podziały w biurze politycznym pewnie wynik byłby taki, jaki przytaczają „Dokumenty Tiananmen”. Tak czy owak, ostatnie słowo należało do Denga.

Czy biuro polityczne dobrze wiedziało, co robi?

Zaskakuje mnie w „Więźniu stanu”, jak bardzo chińscy przywódcy byli oderwani od społeczeństwa, którym rządzili.

Polityka 23.2009 (2708) z dnia 06.06.2009; Świat; s. 78
Reklama