Archiwum Polityki

Misja rabina

Żydzi z różnych stron świata przyjeżdżają uczyć się do jesziwy w Warszawie. Przerwa w jej działalności trwała prawie 70 lat.

Kiedy niespełna trzydziestoletni rabin Szalom Ber Stambler dotarł do Warszawy, znalazł się niby wygnaniec z Ziemi Obiecanej na pustyni. – W tym kraju, gdzie było wszystko, nie zostało nic. Nie można wrócić do tego, co było. Jest jak jest, ale dla honoru tych, którzy wyginęli w Holocaust, trzeba tu znowu być – powtarzał, tłumacząc swój wybór.

Rabin wierzy, że tak jak nie istnieją przypadkowe spotkania między ludźmi, tak nie zdarzają się i inne przypadki w życiu. Syn wojskowego rabina z Izraela znalazł swoje zadanie do wykonania właśnie tutaj, gdzie zamieszkał z żoną i dwójką dzieci. Na warszawskiej pustyni założył na razie niewielką oazę. Od dwóch lat, odrodzona z popiołów 1939 r., działa w Warszawie – prowadzona przez chasydzki odłam judaizmu, organizację Chabad Lubawicz – żydowska szkoła religijna. To nie tylko centrum edukacji, gdzie uczy się zasad Talmudu i wykłada chasydzką filozofię, ale i centrum kultury, miejsce spotkań Żydów, a także osób zainteresowanych. Rabin Stambler jest szefem i spiritus movens całego przedsięwzięcia.

Współczesna jesziwa daleka jest od wyobrażeń, jakie mają w głowach czytelnicy prozy Isaaca Bashevisa Singera. Znajduje się w apartamentowcu, naprzeciwko centrum handlowego Arkadia. Jej wnętrza nie przypominają przepełnionych mrocznych klas z ławami, stanowiących zamkniętą enklawę żydowskości, opisywaną przez wielkiego pisarza. Pomieszczenia dzisiejszej jesziwy przywodzą na myśl przestronne gabinety nowoczesnej uczelni. Na drzwiach jednak odczytujemy tradycyjne nazwy, jak mykwa, czyli łaźnia służąca rytualnej kąpieli, albo kuchnia koszerna, gdzie przygotowuje się – zgodne z przepisami religijnymi – posiłki dla uczniów i gości jesziwy.

Polityka 23.2009 (2708) z dnia 06.06.2009; Na własne oczy; s. 100
Reklama