Katarzyna Janowska: – Jakie filmy podobały się panom najbardziej?
Bogdan Dziworski, przewodniczący jury konkursu polskiego: – Moim faworytem jest „Królik po berlińsku” Bartka Konopki, film z pomysłem, opowiadający o królikach mieszkających w pobliżu muru berlińskiego. Świetnie zrobiony od strony operatorskiej, symboliki ujęć, montażu. Obraz jest zaskakujący, wielowarstwowy. Dziś, jeśli ktoś chce zrobić film o historii, nie może opowiadać wprost. Musi iść bokiem, trochę obok tematu. Wystrzegać się patosu, zaszyfrować w opowieści drugie dno.
Zbigniew Rybczyński, przewodniczący jury konkursu międzynarodowego: – Najmocniejszy film, jaki widziałem w mojej sekcji, to izraelski dokument Moshe Zimermana „Pizza w Auschwitz”. Były więzień Dachau, Birkenau, Mautchausen, Auschwitz przyjeżdża z Izraela ze swoimi dorosłymi już dziećmi na Litwę i do Polski, żeby pokazać im miasteczko, w którym się urodził, i obozy, przez które przeszedł. Opowiada im o raju dzieciństwa i o piekle obozów koncentracyjnych. Krzyczy na polskich urzędników, kiedy nie chcą mu pozwolić na kręcenie filmu w obozie. Mam pretensję do córki bohatera, że nie pozwoliła mu odbyć drogi do końca. Podróż urywa się w Auschwitz, bo córka nie chce dalej jechać.
Ja byłam po stronie córki, która po tej podróży mówi: nie ma ludzi, którzy uratowali się z Holocaustu. Zupełnie inny był film amerykańskiego reżysera Paula Mazurskiego, gościa festiwalu, który nakręcił opowieść o własnej podróży do Humania na Ukrainie, skąd pochodził jego dziadek. Film jest ciepły, pełen humoru i radości
ZR:
Film Mazurskiego zdominował festiwal. Miał klasę i fantastyczny, amerykański montaż. Niestety nie startował w konkursie.