Polski teatr, zwłaszcza jego wiodący i najbardziej wychwalany nurt, powinien mnie zachwycać, ale ostatnio nie zachwyca. Co się stało?
Z lat wczesnej młodości przechowałem ten odruch, by teatr traktować niczym świątynię, a więc patrzeć z nabożeństwem na to, co się odbywa na scenie i pod żadnym pozorem nie wychodzić w trakcie ceremonii. Trwałem w tym postanowieniu przez całe dekady i dopiero ostatnio coś we mnie pękło, coś się zbuntowało. Mianowicie zdarzyło mi się kilkakrotnie wyjść z teatru w czasie pierwszej przerwy, czym zawstydziłem niewymownie samego siebie, nie mówiąc o przypadkowych świadkach zajścia.
Polityka
24.2009
(2709) z dnia 13.06.2009;
Kultura;
s. 68