Pomiędzy 23 a 25 czerwca trzeba przygotować się na historyczny widok: po raz ostatni zobaczymy nietrzeźwych młodzieńców, odzianych w chusty z nagimi kobietami, odśpiewujących łzawe piosenki o doli żołnierza. Jednym słowem wyjście do cywila żołnierzy z ostatniego poboru. Nie dość, że ostatnie, to ze względu na kryzys w budżecie mocno przyśpieszone. 25 maja minister Obrony Narodowej zdecydował, że żołnierze z poboru listopadowego i grudniowego będą mogli opuścić jednostki dwa miesiące wcześniej.
– Dotyczy to oczywiście tylko tych poborowych, którzy będą chcieli wcześniej opuścić mury koszar. Pozostali, którzy zechcą odsłużyć pełne 240 dni, które dają im prawo do uzyskania zasiłku, będą mogli to zrobić pisząc wniosek do dowódcy – mówi Sylwester Michalski, rzecznik Sztabu Generalnego. Poborowy Andrzej z Centrum Szkolenia na Potrzeby Sił Pokojowych w Kielcach zdecydował się na wcześniejsze opuszczenie wojska. – Ja się w ogóle do armii nie pchałem. W Hiszpanii w rzeźni pracowałem, ale mi w kraju zrobili sprawę o uchylanie się od służby i wróciłem – mówi. Z 30 jego kolegów w jednostce zostanie tylko jeden, który ma szanse stać się żołnierzem kontraktowym. Pozostałych do zostania nie skusiła nawet wizja zasiłku. W dniu powstawania materiału wojsko nie miało jeszcze pełnych danych, ilu, z 16 tys. wcielonych w listopadzie i grudniu, poprosiło o pozostanie w wojsku do końca sierpnia. Ale wstępne rozeznanie w jednostkach wskazuje, że nie będzie ich wielu. Dzięki temu budżet zaoszczędzi podwójnie. Nie dość, że nie będą utrzymywani przez dwa kolejne miesiące w wojsku, to po jego opuszczeniu nie trzeba będzie wypłacać im zasiłku.