Archiwum Polityki

Pars pro toto

Minęły wybory, rozpoczęły się spory. Kto, dlaczego, a jeśli nie kto, to komu, kim, kogo i nie dlaczego, ale z jakiego powodu ów przegrał, a inny wygrał. Tak jak zaściankową, zgoła niedotyczącą przedmiotu sprawy, była cała (pomijając Różę Woźniakowską von Thun von... etc. – dalszych tytułów nie spamiętałem) kampania przedwyborcza, równie zaściankowe okazują się powyborcze komentarze. Mój redakcyjny kolega Jacek Żakowski przytakuje w telewizji stwierdzeniu jakiegoś „kompetentnego” politologa (jakby nie wiedział, że politolog, nie tylko zresztą w Polsce, to z reguły medialny hochsztapler), że twarze, czytaj: osobowości, nie wpływają na preferencje elektorów. Rzekomym przykładem mają być klęski Rosatiego, Onyszkiewicza, Jurka... Podręcznikowy przykład pars pro toto. Żakowskiemu nie chce przyjść do głowy, że może to nie ogólna zasada, tylko przyziemny fakt, że Rosati, Jurek czy wielce skądinąd sympatyczny i doskonale spowinowacony Onyszkiewicz po prostu nie mają twarzy, czyli choćby pół ćwierci charyzmy, która mogłaby porwać elektorat. Reguła jest przecież dokładnie odwrotna.

Berlusconi, którego można lubić lub nie (ja akurat nie znoszę), wygrywa we Włoszech w pięciu okręgach wyborczych, nie przedstawiając żadnego realnego programu, a tylko po mistrzowsku żonglując własnym wizerunkiem człowieka niebywałego sukcesu i zachęcając tamtejsze „Fakty” do prezentowania uroków jego młodocianych kochanek, świadczących swoimi wdziękami, że gość jurny i atrakcyjny jest, co daje nadzieję wszystkim macho od Kalabrii po Piemont na awans społeczny, upragnioną randkę z panienką o czterdzieści lat młodszą, meduzy i w trzech smakach drób.

Jest to oczywiście przykład bulwarowy.

Polityka 25.2009 (2710) z dnia 20.06.2009; Stomma; s. 96
Reklama